Marek Wasiluk nie mógł do tej pory zbytnio zademonstrować swoich umiejętności przed nowym trenerem Śląska Wrocław, Stanislavem Levym. Tuż po przyjściu czeskiego szkoleniowca rosły stoper złapał bowiem kontuzję i dopiero teraz jest zdolny do gry. - Troszeczkę potrenowałem, a potem była już przerwa. Takie jest sportowe życie. Zdarzają się urazy, więc już teraz po prostu do tego nie wracam. Na pewno zamierzam walczyć o miejsce w składzie, po to się trenuje. Każdy chce grać. Chłopcy ostatnio dobrze się spisują, ale trzeba ich naciskać - komentował Wasiluk.
- Powiem szczerze, że dla sportowca to jest najgorsze, kiedy się siedzi na trybunach i patrzy na wszystko z boku. Człowiek się bardziej denerwuje, jest wkurzony, że nie może pomóc. Na pewno to jest dla zawodnika najgorsza kara - podkreślił.
Wasiluk wystąpił ostatnio w sparingowej potyczce mistrzów Polski z Nysą Zgorzelec. Wrocławianie mecz wygrali 3:0. Wynik mógłby wyższy, jednak cuda w bramce wyprawiał golkiper czwartoligowca. - Bramkarz stawał wiele razy na wysokości zadania. My tych sytuacji stworzyliśmy sporo. Mówiąc delikatnie - po prostu nie wszystkie wykorzystaliśmy - powiedział obrońca.
W najbliższych meczach zawodnicy WKS-u zmierzą się z Lechią Gdańsk i KGHM Zagłębiem Lubin. - Zakładanie przed meczem, że może być inaczej niż zwycięstwo, to od razu porażka. Uważam, że zarówno w spotkaniu z Lechią Gdańsk, jak i w tym z Zagłębiem Lubin stać nas na zwycięstwo. Sport jest jednak taki, że trzeba to pokazać na boisku - stwierdził Wasiluk, który na razie nie chce nic deklarować. - Nie stawiam sobie żadnych celów. Przed rundą je sobie stawiałem, a już jest osiem kolejek za mną. Stawiając sobie następne, to można się niestety tylko rozczarować - podsumował piłkarz.