Na czwartkowe walne zgromadzenie akcjonariuszy w Katowicach czekano od dawna. Tego dnia zaważyć ma się przyszłość GKS Katowice, który toczony przez właścicielskie wojenki dziś jest bliski ogłoszenia bankructwa. Nie bez powodu dzień ten nazywany jest jednym z najważniejszych w najnowszej historii klubu ze stolicy Górnego Śląska.
Czy jest najważniejszym? - Można na to różnie patrzeć i różnie klasyfikować. Ja przede wszystkim mam nadzieję, że najważniejsze dni ciągle są jeszcze przed nami - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Wojciech Cygan, wiceprezes klubu z Bukowej. Po tych słowach członek zarządu katowickiego klubu nabiera wody w usta. - Nie chcę szerzej wypowiadać się przed walnym zgromadzeniem. Proszę o kontakt po posiedzeniu - ucina.
Trudno się postępowaniu Cygana dziwić. Wszak nie należy on do faworytów Ireneusza Króla, który w dalszym ciągu, za pośrednictwem firmy Trust trading pozostaje większościowym właścicielem GieKSy. Z naszych informacji wynika jednak, że zawiła w ostatnich tygodniach batalia właścicielska może na czwartkowym posiedzeniu doczekać się szczęśliwego końca. - Pojawiło się światełko w tunelu - przyznaje jeden z pracowników pierwszoligowca proszący o anonimowość.
Skąd tak nagły medialny reżim w GKS? - Nie chcę powiedzieć dwóch słów za dużo, bo naprawdę wiele może się wydarzyć, a osobami mogącymi reprezentować klub w mediach są tylko członkowie zarządu - wyjaśnia nasz rozmówca. Cygan, jak widać wyżej, odmówił komentarza. Jacek Krysiak pozostaje "prezesem widmo", którego w klubie nie wdziano od dawien dawna.
Sytuacja przed walnym zgromadzeniem jest jasna. Jeżeli większość w radzie nadzorczej katowickiego klubu przejmie miasto Katowice, to na konta zawodników, sztabu szkoleniowego i pracowników administracyjnych wpłynie znaczna część zaległych pensji. W kasie miasta znajduje się bowiem odrębna pula 2,5 mln zł., którą Rada Miejska przekazała za pośrednictwem specjalnej uchwały na wsparcie dla znajdującego się w poważnych tarapatach klubu.
Gorzej będzie jeżeli Król nie odpuści i będzie oczekiwał, by to "jego" ludzie mieli większość w radzie. Wówczas miasto nie przeleje na konto klubu ani grosza z obawy, że fundusze przeznaczone na wyrównanie zaległości wobec pracowników może przepaść np. na spłatę zadłużenia GieKSy wobec... Króla, który swoje wsparcie dla klubu kierował w ostatnich latach jako pożyczki. Na taki scenariusz miejscy rajcy nie chcą pozwolić, a jeżeli sytuacja w dalszym ciągu będzie patowa, niewykluczone, że śląski klub przestanie istnieć. Takiego scenariusza nikt jednak nie bierze na poważnie pod uwagę.