W piłce nożnej przede wszystkim liczą się wyniki, i to z nich rozliczani są trenerzy, a nie z ładnej gry zespołu. W przypadku Podbeskidzia Bielsko-Biała nie można mówić ani o dobrych rezultatach, ani tym bardziej widowiskowej grze. Po raz kolejny Górale przegrali mecz ligowy, a liczby coraz bardziej przemawiają przeciwko trenerowi Robertowi Kasperczykowi.
W tym sezonie był to już 8 mecz Górali, w którym nie potrafią odnieść zwycięstwa, z czego sześć spotkań przegrali. Za nami już ponad pół rundy. Licząc z poprzednim sezonem piłkarze z Bielska-Białej nie mogą przełamać fatalnej passy 15 spotkań bez zwycięstwa. Do tego dochodzi jeszcze przegrany mecz w Pucharze Polski z Wartą Poznań latem tego roku. Szkoleniowiec, który jeszcze w marcu bieżącego roku przedłużył o dwa lata wygasającą umowę, wkrótce - i to bardzo prawdopodobne - pożegna się z posadą trenera w Podbeskidziu.
To nawet nie drużyna, przed którą jeszcze 22 - bo tyle pozostało do końca sezonu kolejek ligowych - szanse na utrzymanie się w ekstraklasie, a właśnie trener Kasperczyk poniósł osobistą porażkę w meczu z GKS-em Bełchatów. Usilnie upierał się przy swoim, że jeszcze wiele może dać tej drużynie, i że w końcu zacznie ona wygrywać. Nawet wzmocnione Dariuszem Pietrasiakiem Podbeskidzie nie było w stanie przeciwstawić się dotychczasowemu outsiderowi tabeli z Bełchatowa.
- Walka i wyścig o utrzymanie na tym się jednak nie kończą. W tej chwili nie odpowiem na pytanie, czy w kolejnych meczach będę jeszcze prowadził drużynę Podbeskidzia. Nie czas i miejsce, by o tym mówić. Najpierw muszę trochę ochłonąć po tym spotkaniu - to słowa Kasperczyka chwilę po przegranym meczu w Bełchatowie, po którym Górale znaleźli się na samym dnie tabeli T-Mobile Ekstraklasy. Widać, iż szkoleniowiec tak łatwo nie zamierza zostawić intratnej posady w klubie podając się do dymisji. Być może jeszcze liczy na to, iż niedawno zatrudniony Ireneusz Jeleń odmieni oblicze zespołu. Wydaje się jednak, że porażka z GKS-em Bełchatów ostatecznie pogrąży szkoleniowca.