- Były to dwa zabójcze ciosy. Chyba nie wyciągnęliśmy wniosków z poprzednich meczów Wisły, że atakuje od razu, naskakuje na przeciwnika. Szczególnie po tej pierwszej bramce powinniśmy wyciągnąć szybko wnioski, bo obie padły tak samo. Musimy się głęboko nad tym zastanowić. Nie możemy popełniać tych samych błędów, nie wyciągamy wniosków - powiedział Mariusz Rybicki, gracz Widzewa Łódź. - Zabrakło zaangażowania i determinacji. Myślę, że powinniśmy przynajmniej zremisować - dodał.
Mimo utraty dwóch bramek w krótkim odstępstwie czasu, łodzianie nie cofnęli się i od razu ruszyli do ataku. Po jednym z nich, kiedy "Ryba" popisał się ładnym podaniem do Marcina Kaczmarka, widzewiacy zdobyli kontaktowego gola. - Staraliśmy się odrobić ten wynik. Strzelona bramka w pierwszej połowie dała nam nadzieję, że wyjdziemy na drugą powalczymy o remis, a w konsekwencji wywalczymy komplet punktów - przyznał.
Po piątkowym spotkaniu wiele głosów krytyki spadło na tunezyjskiego napastnika, Mehdiego Ben Dhifallaha. 29-letni napastnik nie wykorzystał najpierw dogodnej sytuacji, kiedy mógł wyrównać wynik spotkania, a chwilę później otrzymał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Czy widzewiak zgodzi się z opinią, że jego zespół przegrał przez "Big Bena". - Sytuacja wyglądała tak, że było dwóch zawodników do zmiany. Akurat Ben miał być ściągnięty. Ale zamiast zejść do nas do ławki, zszedł przedwcześnie do szatni - mówił.
Mecz z Wisłą Kraków był pierwszym spotkaniem w tym sezonie, w którym 19-latek znalazł się w wyjściowym składzie łodzian. Czy "Ryba" był zaskoczony tym, że zagrał od pierwszych minut? - Nie, nie byłem. Przygotowywałem się mentalnie do tego, ze mogę zagrać od początku i nie byłem zaskoczony - przyznał widzewiak.
Młody gracz Widzewa pytany w ubiegłych tygodniach, czy jest gotowy do gry przez pełne 90 minut spotkania odparł, że jest dobrze przygotowany fizycznie. Jednak po godzinie gry zaczęły łapać go skurcze i musiał opuścić plac gry. - Myślę, że było to wynikiem ostrych ciosów po lewej i prawej stronie boiska. Myślę, ze w konsekwencji złapał mnie skurcz i nie mogłem kontynuować gry - tłumaczył się wychowanek łódzkiego SMS-u.
Czerwono-biało-czerwoni muszą się zgodzić ze stwierdzeniem, ze w piłce nożnej suma szczęścia i pecha równa się zero. Przed tygodniem łodzianie byli gorsi od Piasta Gliwice, lecz mimo tego udało im się wygrać. Tym razem to Widzew był zespołem lepszym, choć nie zdobył ani jednego punktu. - Można to nazwać paradoksem. W Gliwicach mimo słabszej gry zdobyliśmy komplet punktów. A tutaj, mimo lepszej gry, przegrywamy. Ale taka jest piłka i trzeba się z tym liczyć - zakończył.