Mariusz Rybicki: To jakiś paradoks
Drugiej porażki na własnym stadionie doznali gracze Widzewa Łódź, którzy musieli uznać wyższość Wisły Kraków. Widzewiacy stracili dwie bramki na początku spotkania i nie udało im się odrobić strat.
Bartosz Tarnowski
- Były to dwa zabójcze ciosy. Chyba nie wyciągnęliśmy wniosków z poprzednich meczów Wisły, że atakuje od razu, naskakuje na przeciwnika. Szczególnie po tej pierwszej bramce powinniśmy wyciągnąć szybko wnioski, bo obie padły tak samo. Musimy się głęboko nad tym zastanowić. Nie możemy popełniać tych samych błędów, nie wyciągamy wniosków - powiedział Mariusz Rybicki, gracz Widzewa Łódź. - Zabrakło zaangażowania i determinacji. Myślę, że powinniśmy przynajmniej zremisować - dodał.
Mimo utraty dwóch bramek w krótkim odstępstwie czasu, łodzianie nie cofnęli się i od razu ruszyli do ataku. Po jednym z nich, kiedy "Ryba" popisał się ładnym podaniem do Marcina Kaczmarka, widzewiacy zdobyli kontaktowego gola. - Staraliśmy się odrobić ten wynik. Strzelona bramka w pierwszej połowie dała nam nadzieję, że wyjdziemy na drugą powalczymy o remis, a w konsekwencji wywalczymy komplet punktów - przyznał.
Mariusz Rybicki miał spory udział przy kontaktowej bramce
Po piątkowym spotkaniu wiele głosów krytyki spadło na tunezyjskiego napastnika, Mehdiego Ben Dhifallaha. 29-letni napastnik nie wykorzystał najpierw dogodnej sytuacji, kiedy mógł wyrównać wynik spotkania, a chwilę później otrzymał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Czy widzewiak zgodzi się z opinią, że jego zespół przegrał przez "Big Bena". - Sytuacja wyglądała tak, że było dwóch zawodników do zmiany. Akurat Ben miał być ściągnięty. Ale zamiast zejść do nas do ławki, zszedł przedwcześnie do szatni - mówił.
Dla "Ryby" występ w meczu z Wisłą Kraków był pierwszym spotkaniem w tym sezonie, które rozpoczął w wyjściowym składzie