97. Wielkie Derby Śląska przeszły do historii. Bramek w nich nie oglądano, ale spotkanie mogło się podobać. Oba zespoły zaprezentowały otwarty futbol i szukały swoich okazji na decydujące trafienie. Dwukrotnie na listę strzelców po stronie Górnika mógł wpisać się Seweryn Gancarczyk, ale jego strzały w tylko sobie wiadomy sposób bronił najlepszy w tym spotkaniu gracz Niebieskich, Michal Pesković.
Po końcowym gwizdku sędziego doświadczony zawodnik pluł sobie w brodę. - Murawa była śliska, a piłka, jaką gramy jest szybka i trzeba było szukać szczęścia po strzałach z dystansu. Pewnie gdyby nie bramkarz, to piłka wpadłaby do siatki. Szkoda, że się nie udało - przyznaje obrońca drużyny z Roosevelta.
- W pierwszej połowie nasza gra wyglądała dobrze. Mieliśmy przewagę, ale brakowało nam troszeczkę spokoju przy konstruowaniu akcji ofensywnych, co pewnie pomogłoby nam w dochodzeniu do klarownych sytuacji. Po przerwie mecz się wyrównał i każda strona szukała swojej okazji na zwycięską bramkę. Ostatecznie żadna z drużyn nie zdołała w tym meczu jakichś czystych okazji strzeleckich, dlatego remis nie krzywdzi nikogo
- dodaje "Garniol".
Derbowej potyczce towarzyszyła, co powoli należy do tradycji, zimowa aura. Boisko przy Cichej było jednak w bardzo dobrym stanie. - Na pewno inne drużyny w tej kolejce musiały grać na gorszych płytach. W Chorzowie wszelkie służby stanęły na wysokości zadania, bo płyta była przygotowana jak na panujące warunki bardzo dobrze. Daleki jestem od stwierdzenia, że przez stan murawy tego meczu nie wygraliśmy. Wiadomo, że było trochę grząsko, ale przy takiej pogodzie, to normalna rzecz - przekonuje były reprezentant Polski.
Piłkę meczową miał na głowie Aleksander Kwiek, ale zamiast strzelać do pustej bramki, próbował jeszcze zgrywać futbolówkę do ustawionego na dalszym słupku Arkadiusza Milika, po czym piłka padła łupem słowackiego golkipera chorzowskiej drużyny. - Najlepiej byłoby tę piłkę uderzyć w kozioł i pewnie cieszylibyśmy się teraz ze zwycięstwa. Myślę, że w kolejnym meczu Olek się zrehabilituje, a my na pewno mu nie będziemy robić wyrzutów. Taka jest piłka, że niekiedy strzela się w anomalnych sytuacjach, by potem z bliska nie trafić w bramkę. Pozostaje nam się cieszyć, że po raz kolejny nie straciliśmy bramki, a te dwa punkty odrobimy w kolejnych meczach - zapewnia charakterny zawodnik Górnika.
Bura na głowy zabrzańskich obrońców powinna spaść za sytuację z pierwszych minut spotkania, po którym Andrzej Niedzielan w sytuacji sam na sam z Łukaszem Skorupskim trafił w boczną siatkę. - Zaspaliśmy w bloku obronnym i "Wtorek" chciał zrobić "wcinkę" nad bramkarzem. Na nasze szczęście nie trafił, bo wtedy pewnie to spotkanie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Najważniejszy jest jednak punkt, jaki dopisujemy, a na zwycięstwo w derbach poczekamy aż Ruch przyjedzie do Zabrza - puentuje gracz drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.