Widzew pokazał charakter: Wypruliśmy z siebie wszystkie siły

Dzięki walce do ostatniego gwizdka sędziego, Widzew Łódź zdołał odrobić straty i zremisował z Jagiellonią Białystok 2:2. Bramka, która dała łodzianom jeden punkt, padła w doliczonym czasie gry.

- Pierwsza połowa spotkania nie była najlepsza w naszym wykonaniu, bo pozwoliliśmy sobie strzelić dwie bramki w minutę. To nas zaskoczyło. Ale na drugą połowę wyszliśmy bardziej zmotywowani, tak bardziej na żyle. Wiadomo, jak strzela się jedną bramkę, to chce się zaraz zdobyć drugą. Tak jak zrobiła to Jagiellonia i poszła za ciosem. My strzeliliśmy pierwszą bramkę i jak było widać, walczyliśmy do końca. Wypruliśmy wszystkie siły jakie tylko mieliśmy. Doliczony czas gry, stały fragment i zdobywamy bramkę na 2:2 - powiedział Adam Banasiak, zawodnik Widzewa Łódź. - Ten punkt cieszy nas jak zwycięstwo. Ale w drugiej połowie mieliśmy taką przewagę, że powinniśmy ten mecz wygrać - dodał.

W drugiej odsłonie spotkania Widzew osiągnął przewagę nad zespołem Jagiellonii, która nie potrafiła wyjść z własnej połowy. Gracze z Łodzi byli bliscy zdobycia kilku goli, lecz udało im się wykorzystać tylko dwie sytuacje. - Chcieliśmy zwyciężyć w tym spotkaniu. Można powiedzieć, że w drugiej połowie zmiażdżyliśmy Jagiellonię. Oddała ona tylko jeden strzał w drugiej połowie. Natomiast my mieliśmy o wiele więcej sytuacji. Mogliśmy strzelić dużo wcześniej, ale się nie udało. Ważne, że do domów nie wracamy na tarczy - powiedział.

Dla "Banana" był to trzeci występ w barwach Widzewa, a pierwszy, który rozegrał jako lewy pomocnik. Było widać, że widzewiak na tej pozycji czuje się jak ryba w wodzie i robił wszystko, co w jego mocy, aby drużyna mogła wygrać mecz. – Trener zapytał mnie, czy dam radę zagrać na lewej pomocy. Powiedziałem, że oczywiście. Tam gdzie zagram dam z siebie sto procent. Miałem wielką ochotę do gry, bo chciałem się zrehabilitować za mecz z Pogonią Szczecin, który mi nie wyszedł. Dawałem z siebie tyle, ile tylko mogłem - mówił.

To właśnie po dośrodkowaniu 23-latka łodzianie doprowadzili do wyrównania. W polu karnym było wielkie zamieszanie i ciężko było powiedzieć, kto trafił do bramki gospodarzy. - Ja wrzucałem tę piłkę i ciężko powiedzieć, jak to do końca wyglądało. Ale tak jak rozmawialiśmy na szybko z chłopakami po meczu, to dopadli do niej Mariusz Stępiński oraz Thomas Phibel i to drugi z nich wbił piłkę do bramki - zakończył.

Źródło artykułu: