Rafał Gikiewicz rzucił wyzwanie: Niech Kelemen poczeka na ławce

Gikiewicz zachował w Szczecinie czyste konto i nie zamierza potulnie oddać miejsca w składzie. - Niech teraz Kelemen poczeka na ławce - zaproponował, a następnie wyjaśnił swoją sytuację w klubie.

Sebastian Szczytkowski
Sebastian Szczytkowski
Poniedziałkowy wieczór był dla bramkarza Śląska stosunkowo spokojny. Portowcy zagrażali jego bramce głównie na początku drugiej połowy, przez resztę spotkania atakowali sporadycznie. Rafał Gikiewicz ani na moment nie stracił koncentracji i w zasadzie nie popełnił błędu. No może poza jednym niepewnie odbitym strzałem z dystansu.

- Po przerwie faktycznie zostaliśmy w szatni i nie się co usprawiedliwiać. Pogoń nas przycisnęła, sprzyjała im gra z wiatrem i w efekcie byli bliscy objęcia prowadzenia. Oddali kilka groźnych strzałów, a ten Petera Hricki musiałem odbić barkiem. Fajnie, że mimo tego zachowaliśmy czyste konto. Zdarzyło się to pierwszy raz za kadencji trenera Levego, nie licząc Pucharu Polski - triumfował Rafał Gikiewicz.

Bohaterem Śląska nie został jednak zawodnik bloku obronnego, a pomocnik - Sebastian Mila. Kapitan asystował przy dwóch golach, a w końcówce sam dołożył trzeciego, ustalając wynik. - Mila potwierdził klasę. To kapitalna osobowość, niezwykły kapitan i wielki człowiek. W trudnych chwilach wiedział jak dorzucić piłkę z kornera, co okazało się kluczem do zwycięstwa. Gdy nie idzie z gry, to trzeba poszukać bramek właśnie po stałych fragmentach - wyliczał bramkarz.
Jaka przyszłość czeka Rafała Gikiewicza? Jaka przyszłość czeka Rafała Gikiewicza?
- Powtarzaliśmy sobie, jak wielkie jest znaczenie meczu z Pogonią. Jeśli byśmy się potknęli, to przewaga Legii urosłaby do ośmiu punktów. Dzięki trenerom: Levemu i Barylskiego, którzy obserwowali potyczkę szczecinian z Legią, rozpracowaliśmy przeciwnika. Wiedzieliśmy jak się ustawiać przy ich wykopach z piątki, dzięki czemu zatrzymaliśmy w zalążku ich rozegranie - wskazał.

Poniedziałkowe spotkanie zapowiadano jako konfrontację dwóch golkiperów reprezentacji Słowacji: Dusana Pernisa i Mariana Kelemena. Ostatecznie na boisku pojawił się tylko ten pierwszy, a i on nieco zniknął w cieniu Gikiewicza. 25-latek nie zamierza po takim występie usiąść na ławce.

- Wykorzystałem swoją szansę i mam nadzieję, że wyjdę na boisko także przeciw Piastowi. Przed tygodniem puściłem dwie bramki, ale cała drużyna zagrała kiepsko. W poniedziałek było już czyste konto. Marian Kelemen to świetny bramkarz, ale niech teraz poczeka na mój błąd lub kontuzję. Wielu ludzi mówiło: Marian zdrowieje, więc Marian wraca, a ja usiądę wśród rezerwowych. Niech jednak poczeka na moją pomyłkę - rzucił zawodnik Śląska, który podtrzymuje zapowiedzi o możliwym odejściu z klubu.

- Pewne kroki są w tę stronę podjęte. Teraz czekam na rozmowę z trenerem, bo miał mnie wezwać do siebie. Przede wszystkim chcę grać. Mam 25 lat i w Polsce mówi się, że jestem młodym piłkarzem. Czuję natomiast, że brakuje mi występów w ekstraklasie, na które mnie stać. Każdy klub chce mieć dwóch dobrych bramkarzy, ale nie kosztem mnie i mojego rozwoju. W grudniu będziemy dyskutować. Jeśli Marian ma bronić w rundzie wiosennej, to ja prawdopodobnie pójdę na wypożyczenie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×