Po ostatnim słabym występie przeciwko Podbeskidziu Bielsko-Biała na głowę Michała Gliwy posypały się gromy. Golkiper KGHM Zagłębie Lubin walnie przyczynił się do porażki drużyny Pavela Hapala, ale nie stracił zaufania czeskiego szkoleniowca, który ponownie wystawił go między słupkami na mecz z Górnikiem Zabrze. Przy Roosevelta były gracz Polonii Warszawa błędu nie popełnił, ale pracy także nie miał zbyt wiele.
Zabrzanie przez cały mecz oddali bowiem raptem jeden celny strzał na bramkę, ale po próbie Pawła Olkowskiego bramkarz Miedziowych stanął na wysokości zadania. Musiał też kilka razy piąstkować piłkę po dograniach Górnika z rzutu rożnego, ale zawsze wychodził z opresji obronną ręką.
- Duża zasługa w tym, że zachowałem czyste konto leży w dobrej grze naszej obrony. Górnik próbował i próbował, ale nie umiał znaleźć na nas recepty. W końcu tworzyliśmy kolektyw, a tego nam bardzo w ostatnich meczach brakowało. Ja, nie licząc kilku sytuacji, byłem w tym meczu bezrobotny - przyznaje w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl golkiper lubińskiej drużyny.
Zmiana organizacji gry w obronie była jednym głównych aspektów treningowych Zagłębia w minionym tygodniu. Trener Hapal także nakreślił swoim zawodnikom szczegółowy podział obowiązków i wytyczne dotyczące gry w destrukcji. - Usłyszeliśmy w szatni, że mamy w tym meczu w obronie nie kombinować. Wiedzieliśmy, że Górnik gra wysokim pressingiem i stąd nasz pomysł na grę był prosty, bo odpowiedzieliśmy dokładnie tym samym. Widać, że przyniosło to oczekiwane efekty, bo wynik jest dla nas korzystny - argumentuje Gliwa.
Dla Zagłębia zwycięstwo w Zabrzu było drugim z rzędu wyjazdowym spotkaniem, w którym lubinianie skasowali całą pulę. - Mam nadzieję, że po zwycięstwie nad Górnikiem nie powtórzymy w meczu z GKS-em Bełchatów błędu, który przydarzył nam się po spotkaniu ze Śląskim i pójdziemy za ciosem, u siebie w końcu także wygrywając - puentuje gracz drużyny z Dolnego Śląska.