Już trzeci raz w tym sezonie piłkarze Lecha Poznań przegrali na własnym stadionie. Tym razem podopieczni Mariusza Rumaka polegli ze Śląskiem Wrocław. - Jest nam wstyd. Chcieliśmy fajnie zakończyć tę rundę na własnym stadionie, pożegnać się z kibicami, zrobić im prezent na święta. Atmosfera na trybunach była świetna, lecz my niestety nie dopasowaliśmy się poziomem - skomentował Krzysztof Kotorowski, który zastąpił między słupkami Jasmina Buricia.
Wrocławianie już w 21. minucie strzelili gola, a potem kontrolowali losy spotkania. - Wiedzieliśmy, że Śląsk jest groźny w ofensywie, ale jeśli przekroczymy tę pierwszą linię to zawodnicy w tyłach nie są już tacy zwrotni. Nic z tego jednak nie wynikało. Teraz musimy spokojnie usiąść i to wszystko przeanalizować - zaznaczył bramkarz Kolejorza.
W trakcie meczu odpalonych zostało wiele rac, które mocno zadymiły boisko. Gdy dym spowijał murawę, zawodnicy WKS-u strzelili dwa gole. - Nie będę wysługiwał się racami i mówił, że one przeszkodziły mi przy interwencjach przy golach numer dwa i trzy. To były to piękne, mierzone uderzenia. Nie mogłem ich zatrzymać. Nawet, gdyby była słoneczna pogoda, to nic by to nie zmieniło - wyjaśnił Kotorowski.
Przy pierwszym golu Kotorowski, jak i obrońcy Lecha, popełnili jednak błąd. - Bramka padła. Nie można przejść obok tego obojętnie. Chciałem przeciąć piłkę, ale czy to był mój błąd, to na tą chwilę nie mogę ocenić - podsumował bramkarz.