Polonia Warszawa z rozgoryczeniem przyjęła punkt wywieziony z Gliwic po meczu z Piastem. Piłkarze Czarnych Koszul po końcowym gwizdku sędziego opuszczali murawę z nisko opuszczonymi głowami. - Ten remis nie ma prawa nas cieszyć. Chcieliśmy wygrać ten mecz, a przede wszystkim utrzymać swój styl. Nam się nie udało, bo wdaliśmy się z Piastem w jakąś dziwną kopaninę. Nie przypominam sobie meczu, w którym aż tyle walczyłbym w powietrzu - przyznaje w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marcin Baszczyński, obrońca stołecznej drużyny.
- W końcówce rundy jesiennej zawsze wszystkie mecze tak wyglądają. Brakuje już sił i świeżości, więc na boisku jest więcej rąbanki i poświęcenia niż gry w piłkę. Mamy o to do siebie żal, bo bez względu na to, że to był przedostatni mecz o punkty w tym roku, to powinniśmy Piasta zdominować. Nie byliśmy jednak tak skuteczni jak na początku rundy. W ogóle ostatnio skuteczność wyraźnie nam szwankuje - dodaje doświadczony defensor Polonii.
Warszawska drużyna prowadziła przy Okrzei po bramce Władimira Dwaliszwili'ego z 47. minuty spotkania. Krótko przed upływem regulaminowego czasu gry piłkarze ze stolicy pozwolili jednak Piastowi wyrównać, po strzale Rubena Jurado. - To nas wprawia we wściekłość, bo wydawało się, że jesteśmy już zespołem znacznie bardziej wyrachowanym, który prowadząc jedną bramką potrafi dowieźć prowadzenie do końca meczu. Tym razem nam się to nie udało i mamy prawo być na siebie wściekli, bo straciliśmy bramkę kuriozum. Takich nawet na treningach się nie strzela - kręci głową z niedowierzaniem "Baszczu".
Czarne Koszule miały też spore zastrzeżenia do pracy sędziego Pawła Pskita. - O pracy pana sędziego też trzeba kilka słów powiedzieć, bo ja nie wiem co z nim by się stało jakby go wysłali na mecz do Poznania chociażby. W Gliwicach przyszło na mecz 2-3 tys. kibiców, coś tam krzyknęło i sędzia od razu poddał się presji, wyrzucając z boiska Adasia Kokoszkę. Nie wiem gdzie ten gościu chce nauczyć się sędziować. Pod tym względem jest w polskiej piłce wiele do poprawienia - przekonuje gracz drużyny z Konwiktorskiej.
Spotkanie Piasta z Polonią nie było widowiskiem najwyższych lotów. - Piłka sobie gdzieś latała i w sumie w grze było więcej przypadku niż jakichś przemyślanych akcji. Widać było, że jak "klepnęliśmy" dwa razy, to Piast się gubił i potrafiliśmy dochodzić do sytuacji. Tej gry piłką nam w tym meczu zabrakło, bo mogliśmy stworzyć znacznie więcej okazji bramkowych - ocenia były reprezentant Polski.
Przewaga, jaką drużyna Piotra Stokowca wypracowała sobie nad resztą stawki w poprzednich kolejkach stopniała niemalże do zera, ale stołeczna drużyna w dalszym ciągu zachowuje szanse na wicemistrzostwo jesieni. - My na to nie patrzymy. Notujemy passę trzech meczów bez zwycięstwa i musimy zrobić więcej niż wszystko, by w meczu z Pogonią tę złą passę odwrócić. Mało nacieszyliśmy naszych kibiców domowymi zwycięstwami, więc dobrze byłoby pożegnać z nimi ten rok z całą pulą w kieszeni - puentuje rozmówca portalu SportoweFakty.pl.