Derby pod znakiem zatrzymań

Według oficjalnych danych podawanych przez policję, we wtorkowy wieczór zatrzymano ponad 740 kibiców Legii, w tym również kibiców kilku innych klubów. Część z nich, jeszcze w środę, ma stanąć przed sądem. Najprawdopodobniej większość z nich dostanie zakazy stadionowe. Czy słusznie?

To chyba rekordowa ilość zatrzymanych osób w historii meczów piłkarskich w Polsce. Powodem zatrzymań miało być obrzucenie kamieniami oraz środkami pirotechnicznymi funkcjonariuszy, a także zniszczenie mienia podczas transportowania fanów Legii na stadion przy ulicy Konwiktorskiej. W mediach co jakiś czas słychać o mniejszych, lub większych incydentach z udziałem polskich kibiców (w tym tych Legii).

Jednak czytając i oglądając wszystkie doniesienia na temat wtorkowego zdarzenia przed derbami, można mieć pewne wątpliwości. "741 pseudokibiców zostało zatrzymanych", "byli niesamowicie agresywni", "zostali zatrzymani bez użycia siły" - to tylko kilka tytułów. To jak w końcu było z tymi kibolami? Bardzo agresywni, czy zatrzymani bez użycia siły? Dajmy na to 100-200 dzielnych policjantów zatrzymało 741 agresywnych chuliganów? I to bez użycia siły (pomijając już fakt, że taką informację podała stacja, która równocześnie pokazywała materiał, w którym jeden z policjantów okładał pałką jednego z agresywnych kibiców). A może należy w końcu powiedzieć, że agresywnych kibiców było 50, 100, a może 150, ale nie 741? A tradycyjnie w Polsce została zastosowana odpowiedzialność zbiorowa.

Cała sprawa poruszyła również Wojciecha Kowalczyka. - Nie wierzę w bajki, że stu policjantów zatrzymało 760 agresywnych chuliganów. Gdyby tam było 760 agresywnych chuliganów, to by policja spieprzała gdzie pieprz rośnie. Na pewno znalazły się osoby, które zawiniły i które należało wyłapać, ale zastosowano odpowiedzialność zbiorową. Co gorsza - taką odpowiedzialność zastosował też klub. Wiem już, że wszyscy zatrzymani dostają dwuletnie zakazy stadionowe. Widzę więc, iż klub tylko czekał na taki pretekst - napisał były piłkarz Legii na swoim blogu w serwisie weszlo.com, dodając: - Przykro mi, ale wycofuję się z mediacji na linii klub - kibice. Po tym, co się wczoraj stało wiem, że wojna fanów Legii z ITI dopiero się rozpoczęła i choćbym stanął na głowie, to jej nie powstrzymam. Poza tym dochodzi do mnie zbyt wiele sygnałów na temat tego, kto zainspirował wczorajsze wydarzenia i komu zależy na tym, aby było o nich jak najgłośniej i by przedstawiono je w odpowiednim świetle - napisał dalej "Kowal".

I trudno tu nie przyznać mu racji. Odkąd klub jest pod rządami obecnych właścicieli, wszystkie tego typu sytuacje są nad wyraz nagłaśniane. Oczywiście trzeba pochwalić inwestora za wyciągnięcie Legii z długów, oraz kilka nowych, pozytywnych działań w zakresie marketingu, a także w kierunku poprawy bezpieczeństwa na trybunach. Jednak po prostu trzeba tego nie chcieć, żeby nie zauważyć, że kilku osobom w klubie zależy już tylko na upokorzeniu i postawieniu w jak najgorszym świetle kibiców. Zarząd Legii dziś nie chce mieć kibiców. Jak więc ma zamiar zapełnić 30 lub 40-tysięczny stadion, o którego budowie nie przestaje mówić, skoro dziś na Łazienkowskiej pojawia się trzytysięczna garstka najwierniejszych kibiców? Czy dziś człowiek, który chciałby się udać na stadion Legii czułby się bezpieczniejszy niż pięć lat temu? Nie wydaje mi się. Tym bardziej, że gdy w Legii panowali "dopuszczający do wszystkiego" poprzedni działacze, niemal na każdy mecz brakowało biletów.

W co tym razem uwierzy opinia publiczna? Wydaje się, że po raz kolejny w to, co usłyszy w większości mediów - bo przecież większość zawsze ma rację. Każdy kto choć raz był na meczu piłkarskim w Polsce, powinien sam sobie wyrobić zdanie na temat takich sytuacji i odnieść to do własnych doświadczeń. Jedno jest pewne - takie rewelacje nigdy nie przyciągną nowych fanów "kopanej". Nie pomogą nam przedstawić nas jako godnych organizatorów Euro, a przecież za takich chcemy uchodzić. A co najważniejsze nie pomogą w rozwoju, i tak kulejącej w Polsce, piłki nożnej.

Komentarze (0)