Izabella Łukomska-Pyżalska: Społeczników traktuje się czasami jak oszustów i kombinatorów

Od czasu gdy Warta ogłosiła, że chciałaby otrzymać klubowe grunty w użytkowanie wieczyste, nie ustają spekulacje. Sporo słów krytyki zbiera Izabella Łukomska-Pyżalska. Jaka jest jej reakcja?

Jednym z głównych zarzutów jest to, że sterniczka zielonych chce otrzymać w zarządzanie tereny przy Drodze Dębińskiej, a następnie postawić tam bloki mieszkalne. - To bzdury, do których musiałam ustosunkowywać się już niejednokrotnie. Gdybym chciała budować bloki, to dwa lata temu nie ratowałabym Warty, tylko nabyłabym inne grunty (których w Poznaniu jest mnóstwo) od ręki i budowała. Przy Drodze Dębińskiej nie ma kopalni złota. Przez te działki przechodzą trzy ogromne kolektory deszczowo-ściekowe. Aby cokolwiek tam zbudować, a wcześniej otrzymać pozwolenie np. na postawienie stadionu, trzeba najpierw przenieść rury o średnicy jednego metra. To ogromne, kosztowne i czasochłonne przedsięwzięcie. Ponadto zaznaczam, że teren ten jest przeznaczony pod sport i rekreację. Tego się trzymajmy - powiedziała Izabella Łukomska-Pyżalska.

- Chcę być z klubem na dobre i na złe, chociaż władze naszego miasta na razie tylko mnie zniechęcają. Mam czasem wrażenie, ze ktoś, kto zrobił coś społecznie (np. dla rozwoju lokalnego sportu), nie jest traktowany jako inwestor. Podchodzi się do niego raczej jak do oszusta czy kombinatora - dodała.

Nie brakuje głosów, że sterniczka zielonych deklaruje brak środków na bieżącą działalność klubu, planując jednocześnie budowę nowego obiektu piłkarskiego. - Nic dziwnego w tym, że chciałam pokazać, iż wiemy co zrobić z ewentualnym użytkowaniem wieczystym. Nie jest tak, że Warta wyciąga ręce po pieniądze, jednocześnie nie mając pojęcia na co je wydać. Mamy pomysł, w którego wdrożenie wierzę. Jedynym warunkiem jest umożliwienie klubowi rozwoju na użytkowanych przez niego terenach. Plan jest następujący: najpierw zmodernizujemy giełdę kwiatową i zwiększymy ilość pawilonów komercyjnych, aby sekcja piłki nożnej miała finansowanie. W tym celu, na budowę "komercji", jako użytkownik wieczysty możemy zaciągnąć kredyt lub znaleźć inwestora - wyjaśniła.

Łukomska-Pyżalska raz jeszcze podkreśliła swoje zdziwienie bardzo małym wsparciem miasta dla lokalnego sportu. - Średnio samorządy w Polsce dotują swoje kluby I-ligowe w kwocie około 1 mln zł rocznie. W 90 procentach kluby te grają na stadionach miejskich za przysłowiową złotówkę, ponosząc tylko koszty organizacji meczów. Warta nie może liczyć na podobne ulgi. Stadion Miejski jest dla klubu z I ligi za drogi, a nasz nie spełnia wymagań licencyjnych. Tak naprawdę, gdyby nie prace, które wykonała moja spółka przed rozpoczęciem obecnego sezonu (powstało nowe główne boisko, nowa trybuna, monitoring, opłotowanie sektora gości oraz całego obiektu wedle wskazań policji), to nie gralibyśmy teraz na zapleczu ekstraklasy z czysto infrastrukturalnych powodów - zaznaczyła.

Prezes klubu z Drogi Dębińskiej absolutnie nie zgadza się z opiniami, że w Poznaniu zbędne są dwa piłkarskie zespoły na wysokim poziomie. - W Polsce mamy tzw. kibiców sukcesu. Gdy drużynie dobrze idzie, to na mecze przychodzi więcej osób, a jak gorzej - to mniej. W latach świetności Warty na jej spotkania potrafiło chodzić po 50-60 tysięcy ludzi, więcej niż jest w stanie pomieścić obecny Stadion Miejski przy ulicy Bułgarskiej. W latach 90-tych na mecze Lecha uczęszczało po 100-200 osób. Teraz przychodzi 20-40 tysięcy. Lech przez szereg lat otrzymywał pomoc z miasta i chwała za to, gdyż teraz nie mielibyśmy jednego z największych polskich klubów ekstraklasowych. Jednak Warta też powinna dostać szansę na odbudowanie swojej potęgi. Jesteśmy pozytywnym wyjątkiem na mapie Polski, w Poznaniu nie ma waśni pomiędzy kibicami, jest mnóstwo osób, które sprzyjają obu poznańskim drużynom, a fani Lecha są na Warcie mile widziani. Tylko od nas zależy, czy uda się utrzymać ten wspaniały trend - zakończyła Łukomska-Pyżalska.

Więcej o Warcie Poznań TUTAJ i na oficjalnej stronie klubu
Źródło artykułu: