- Wyniki osiągane na stadionie przy ul. Bułgarskiej chluby nam nie przynoszą. Przegrana z Czarnymi Koszulami bardzo boli, gdyż nie wyobrażaliśmy sobie takiego scenariusza. Jednak pretensje możemy mieć wyłącznie do siebie. Chyba każdy z nas miał jakąś okazję na gola, mimo to żadna nie została wykorzystana - powiedział Mateusz Możdżeń.
Zespół Mariusza Rumaka oddał w piątek ponad dwadzieścia strzałów. Zazwyczaj jednak piłka przelatywała obok słupka. - Najgorsze jest to, że wielokrotnie do pełni szczęścia brakowało centymetrów. Z kolei gdy już udawało nam się wcelować w bramkę, to Mariusz Pawełek był na posterunku. Musimy zachowywać więcej spokoju. Przy bardziej chłodnych głowach na pewno coś by wpadło - dodał.
Nie da się ukryć, że lechici mieli rozregulowane celowniki. Celnych uderzeń zaliczyli bowiem mało i nie dali golkiperowi gości zbyt wielu szans na popełnienie błędu. - Niestety to prawda. Nawet gdy już strzelaliśmy w światło bramki, to też nie były to próby zbyt udane. Wiedzieliśmy, że rywal ustawi szczelne zasieki w tyłach. Nie było nam łatwo tego przebić. Przed przerwą szło nam dość opornie, jednak w drugiej połowie sytuacji było już sporo. Marnowaliśmy jedną za drugą, lecz ja do końca wierzyłem, że się uda. Przecież gola można zdobyć nawet w doliczonym czasie - stwierdził Możdżeń.
Zwycięstwo Czarnych Koszul w stolicy Wielkopolski było dość szczęśliwe. Czy ekipa Piotra Stokowca może namieszać tak bardzo jak w rundzie jesiennej? - Moim zdaniem nie. Oczywiście dobra taktyka w obronie może im dać trochę punktów, ale na dłuższą metę nie utrzymają wysokiej formy. Z upływem czasu pewnie spuszczą z tonu - zakończył Możdżeń.