Zwycięstwo Lecha Poznań w Zabrzu dało podopiecznym Mariusza Rumaka komfort przed kolejnymi meczami T-Mobile Ekstraklasy. Kolejorz na czteropunktowy dystans oddalił się bowiem od Górnika, dobijając na dwa oczka straty do przewodzącej w tabeli Legii Warszawa.
Tak by się z pewnością nie stało, gdyby w końcówce niedzielnego szlagieru w Zabrzu rzut karny wykorzystał Prejuce Nakoulma. Czarnoskórego napastnika śląskiej drużyny skutecznie zaczarował jednak szaman z Bułgarskiej, Łukasz Trałka. Pomocnik Lecha najpierw podszedł do broniącego poznańskiej bramki Jasmina Buricia, a następnie do gotowego do strzału "Prezesa", by jak się później okazało, skutecznie wybić go z równowagi.
Co były reprezentant Polski powiedział golkiperowi Kolejorza? - Razem z "Trałą" zawiązaliśmy przed tym rzutem karnym pakt. Podszedł do mnie i powiedział, żebym zatańczył na linii jak kiedyś Jurek Dudek w finale Ligi Mistrzów z AC Milanem. Tak też zrobiłem, a on podszedł jeszcze do Nakoulmy. Nie wiem co mu powiedział - uśmiechał się tajemniczo po końcowym gwizdku sędziego bramkarz poznańskiej drużyny.
W jaki sposób Trałka wyprowadził "Prezesa" z równowagi na tyle skutecznie, że ten z 11. metra nawet nie trafił w bramkę, pomocnik drużyny z Wielkopolski nie chciał zdradzić. - Mam swoje sposoby. Nie powiem nic, bo potem już to nie wypali w kolejnych meczach - przekonywał.
Nie po raz pierwszy w tym sezonie były gracz Lechii Gdańsk i Polonii Warszawa skutecznie zdekoncentrował strzelca rzutu karnego przeciwko Lechowi. Podobną rolę odegrał w rundzie jesiennej, kiedy podobny manewr przeprowadził względem gotowego do wykonania "jedenastki" Ireneusza Jelenia w meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. - Już nie pamiętam co mi wtedy Trałka powiedział, ale pamiętam, że skutecznie udało mu się mnie wyprowadzić z koncentracji. To są takie gierki psychologiczne, bo wiadomo, że rzut karny to loteria - komentował po niedzielnym meczu Jeleń, debiutujący w trójkolorowych barwach.
Przebiegiem całej akcji najbardziej załamany był Nakoulma, który po meczu jako pierwszy piłkarz Górnika zszedł do szatni, trzaskając drzwiami tuż przed nosem kierownika Igora Nagraby. Z pewnością nie tak swój powrót na boisko w pierwszym meczu o stawkę od finału Pucharu Narodów Afryki wyobrażał sobie "Prezes". - Będziemy go wspierać, nikt z nas nie ma do niego pretensji. Wszyscy dobrze wiemy ile razy Prejuce ratował nam skórę jesienią - przekonywał Seweryn Gancarczyk, obrońca zabrzan.