Trzy przełożone spotkania w I lidze, cztery w grupie zachodniej II ligi, wszystkie na tym samym szczeblu rozgrywek w grupie wschodniej - tak przedstawia się bilans ostatniego weekendu w polskiej piłce nożnej. Problem z rozgrywaniem pierwszych meczów w rundzie wiosennej powraca w Polsce cyklicznie, każdego roku. Część zespołów zawsze wznawia rozgrywki z opóźnieniem.
Sytuacja taka jest problemem dla klubów. W celu nadrobienia zaległości muszą grać potem mecze co trzy dni. Jest to męczące dla piłkarzy. Z pewnością cierpią na tym również organizatorzy, bowiem ciężko spodziewać się, aby frekwencja na meczu w środku tygodnia była taka sama jak w weekend.
- Nie ma złotego środa, aby z tym sobie poradzić - ocenił Grzegorz Wesołowski, który jest obecnie szkoleniowcem II-ligowego Pelikana Łowicz. - Musimy się pogodzić z tym, że żyjemy w takim klimacie. Moim zdaniem w Polsce powinniśmy grać w systemie wiosna / jesień. W Polsce najlepsze warunki do gry są w czerwcu czy lipcu, a w tym czasie nikt nie gra - zauważył.
Jego zdaniem w najbliższym czasie na taką reformę nie można jednak liczyć. - Jak ktoś popatrzy w kalendarz to zauważy, że to jest najlepsze rozwiązanie. Polska drużyna nie potrafi awansować do Ligi Mistrzów i męczymy się grając z drużynami na przykład z Azerbejdżanu. To są mecze, które polskie kluby rozgrywają będąc w środku okresu przygotowawczego. Nie może się przytrafiać tak, że Levadia Tallin ogrywa mistrza Polski. Jakbyśmy grali w systemie wiosna / jesień to wtedy co roku mielibyśmy naszą drużynę w fazie grupowej Ligi Mistrzów - powiedział, dość odważnie, Grzegorz Wesołowski.