Gorzkie słowa trenera Warty: Mało jakości, brak kolektywu i liczenie na pojedynczy przebłysk

Oczekiwanie na cud - tak można streścić aktualną sytuację Warty. Przed meczem z Flotą Świnoujście trener zielonych nie ukrywa, że I-ligowy poziom prezentuje tylko kilku jego podopiecznych.

Po porażce z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza (0:3) poznaniacy wylądowali w strefie spadkowej i jak dotąd nie pokazali nic, co pozwalałoby liczyć na przełamanie niemocy. - Gdybyśmy dysponowali odpowiednim potencjałem, a porażki byłyby tylko wypadkami przy pracy, wówczas moglibyśmy żywić nadzieję, że będzie lepiej. Biorąc to pod uwagę trzeba też jednak zaznaczyć, że w dotychczasowych potyczkach długimi fragmentami nie graliśmy najgorzej. Rywale byli kadrowo dużo solidniejsi, mimo to potrafiliśmy z nimi nawiązywać walkę - powiedział Krzysztof Pawlak.

Gdzie zatem tkwi problem? - Do pewnego momentu nie popełniamy błędów, ale w późniejszych fragmentach pojedynków - gdy zaczyna brakować sił - wszystko zostaje zachwiane i zaczynamy się mylić. Dokładnie tak było w Niecieczy. Według niektórych relacji Termalica rzekomo miażdżyła nas od 1. minuty, ale tak nie było. Owszem, gospodarze mieli inicjatywę, lecz nie dochodzili do stuprocentowych sytuacji. To my tuż przed przerwą powinniśmy objąć prowadzenie, bo Marcin Trojanowski znalazł się sam na sam z bramkarzem. Niestety w drugiej części zaczął się dramat. Straciliśmy gola tuż po wznowieniu gry i nasza psychika siadła. I tu pojawił się kolejny kłopot, bo nie dysponujemy silną ławką rezerwowych. Możemy tylko liczyć na przebłyski, np. że coś wskóra Tomasz Magdziarz albo nieźle dysponowany Trojanowski - zaznaczył opiekun zielonych.

Pawlak pracuje w stolicy Wielkopolski od kilku tygodni, ale otwarcie przyznaje, że drużyna wciąż nie jest scementowana. - Nie tworzymy kolektywu. Maksymalnie ośmiu zawodników jest w stanie dać z siebie sto procent, nawet ryzykując kontuzję, zaś reszta przechodzi obok meczów. Wydaje im się, że dobrze grają w piłkę i mają pretensje, dlaczego nie występują. Wiem, że moje słowa są gorzkie, ale tak to po prostu widzę. Nazwisk oczywiście podawać nie będę, ale obserwatorzy naszych spotkań sami mogą sobie wyrobić opinię.

Czy istnieje zatem jakikolwiek sposób na doprowadzenie do przełamania? - Na wielką poprawę gry ofensywnej nie ma co liczyć. Kluczem jest przede wszystkim to, żebyśmy wreszcie zagrali na zero z tyłu. Wtedy będzie można pomyśleć o wykorzystaniu jakiegoś stałego fragmentu lub strzeleniu gola z gry. Cały czas apeluję do chłopaków, żeby nie zwieszali głów. Światło jeszcze nie zgasło i musimy wierzyć, że w końcu wygramy mecz. Najistotniejsze będą oczywiście potyczki z bezpośrednimi rywalami - dodał Pawlak.

- Cały czas ciągnie się za nami to, że drużyna nie przeszła odpowiednich przygotowań do rundy. Sama zmiana trenera nie musi być gwarantem poprawy sytuacji. Nawet jeśli ja wejdę do szatni jako osoba doświadczona, to nie na każdego piłkarza będzie to miało odpowiedni wpływ. Ludzie mają różne charaktery i predyspozycje, każdy reaguje inaczej - wyjaśnił na koniec.

Więcej o Warcie Poznań TUTAJ i na oficjalnej stronie klubu
Komentarze (1)
Bodiczek
10.05.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Maksymalnie ośmiu zawodników jest w stanie dać z siebie sto procent, nawet ryzykując kontuzję, zaś reszta przechodzi obok meczów" - to chwycić za pysk tę reszte i zmusić do gry. Autorytetu Paw Czytaj całość