- Dramat, dramat. Po wygranym ostatnim meczu w którym graliśmy naprawdę dobrze teraz daliśmy konkretnie dupy. Wynik mówi sam za siebie - mówił po meczu ze Śląskiem Wrocław Michał Miśkiewicz, bramkarz drużyny z Krakowa.
Wisła Kraków we Wrocławiu przegrała 0:3 i była drużyną zdecydowanie słabszą od WKS-u. Słabo spisywała się zwłaszcza defensywa ekipy Tomasza Kulawika, która była osłabiona brakiem choćby Arkadiusza Głowackiego. - Mi z Arkiem Głowackim bardzo dobrze się gra. Ja jak z nim występuję, to jestem jego pewien i wiem że nawet jeżeli coś nie funkcjonuje, to on to szybko weźmie i poukłada, bo nie zawsze ja mogę od tyłu. To doświadczony gościu w obronie i on ma łeb od tego. Jest naprawdę solidnym zawodnikiem. Myśleliśmy, że zagra w tym spotkaniu, ale w ostatnich dniach wypadł ze składu. Niestety, posypała się trochę ta obrona. Jeszcze do tego brak Radka Sobolewskiego, który zawsze dobrze wszystko tam czyści na przedpolu. Wyglądało to tak, jak wyglądało - komentował bramkarz.
To nie był jednak jedyny problem Białej Gwiazdy. Drużyna z Krakowa nie potrafiła też wypracować sobie dobrych okazji strzeleckich. - Jakieś jedna czy dwie sytuacje były. Można stracić bramki, ale jeżeli się ich nie strzela, to z czym do ludzi. Brakowało też Patryka Małeckiego, który z powodów rodzinnych nam wypadł. Ta siła ofensywna troszkę nie działała tak, jak powinna - powiedział Miśkiewicz.
Pierwszego gola Wiślacy stracili już 2. minucie, a drugiego - tuż przed przerwą. - W szatni mówiliśmy sobie, że trzeba być skoncentrowanym i nie dać się zaskoczyć, a tu w pierwszej minucie i ostatniej przed wejściem do szatni straciliśmy gole. Później jeszcze bramka na 0:3. Co tu więcej mówić... - zastanawiał się bramkarz.
W kolejnym spotkaniu Wisła podejmować będzie Ruch Chorzów. - Teraz zagramy u siebie, gdzie ostatnie dwa mecze wygraliśmy. Do boju! - podsumował Miśkiewicz.