Bartłomiej Pawłowski: Musimy odpokutować nasze winy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Widzew Łódź doznał w poniedziałek kolejnej porażki. Widzewiacy zostali zwyciężeni przez Lechię Gdańsk 2:1, przez co łodzianie wciąż nie są pewni utrzymania w T-Mobile Ekstraklasie.

- Wyszliśmy na prowadzenie w pierwszej połowie i udało nam się utrzymać je do końca tej części gry, pomimo tego, że Lechia stworzyła sobie kilka sytuacji po naszych błędach. Na druga połowę wyszliśmy bardzo skoncentrowani, stwarzaliśmy zagrożenie, mieliśmy swoje sytuacje i coś się stało. Ciężko powiedzieć, co. Wydawało mi się, że w stu procentach dyktowaliśmy warunki gry i tempo spotkania, zmuszaliśmy Lechię do gry długą piłką i tracimy bramkę. Musieliśmy grać od początku, zaczęła się gra błędów, popełniamy ten kolejny błąd i Lechia wychodzi na prowadzenie - mówił po poniedziałkowym spotkaniu Bartłomiej Pawłowski, zawodnik Widzewa Łódź.

W meczu z Lechią Gdańsk, podobnie jak w konfrontacji z Lechem Poznań, zawodnicy Widzewa Łódź radzili sobie dobrze, aż do czasu utraty pierwszego gola. Od tego momentu zespół czerwono-biało-czerwonych w ogóle nie istniał. - No nie wiem. Wydawało mi się, że po stracie pierwszej bramki ruszyliśmy do przodu i może to był nasz błąd, bo za bardzo chcieliśmy, za szybko. Przez to nadzialiśmy się na kontratak, strzał z dystansu i wiadomo, że im bliżej końca spotkania to zniecierpliwienie narasta w każdym z nas i chce się szybciej, jeszcze bardziej odrobić straty - przyznał.

Bartłomiej Pawłowski jest rozczarowany kolejną porażką swojego zespołu
Bartłomiej Pawłowski jest rozczarowany kolejną porażką swojego zespołu

Porażka z Lechią Gdańsk skomplikowała sytuację łodzian w tabeli, którzy na trzy kolejki przed zakończeniem sezonu mają raptem pięć punktów przewagi nad przedostatnim GKS-em Bełchatów. - Jestem fanem tego powiedzenia, że jeżeli nie możesz liczyć na kogoś, to licz na siebie. Rzeczywiście nie zrobiliśmy kolejnego kroczku, aby odbić się trochę od tyłu. Sytuacja robi się znowu płaska, jak przed paroma kolejkami i znów trzeba trochę zapunktować. Dzisiaj jest trudna sytuacja, ale czekamy na kolejne spotkania, aby to odpokutować - mówił.

W ciągu niespełna dwóch tygodni łodzianie rozegrają trzy ciężkie spotkania, a na pierwszy ogień zmierzą się z liderem T-Mobile Ekstraklasy - Legią Warszawa. - Nieważne, z kim byśmy grali w końcówce sezonu, to każdy mecz staje spotkaniem o stawkę. Im wyżej jest się w tabeli, tym więcej kluby zarobią, dlatego każdy walczy o wyższe lokaty. Każdy chce mieć jak najwięcej punktów, do tego dochodzą zespoły, które walczą o utrzymanie, a inne o puchary. Tak na dobra sprawę wychodzi na to, że wszyscy chcą wygrać. Nie możemy patrzeć czy to Legia, Lech, czy też Podbeskidzie. Każdy chce zdobyć trzy punkty i trzeba o nie walczyć - stwierdził widzewiak.

W konfrontacji ze stołecznym zespołem łodzianie będą musieli poradzić sobie bez swojego kluczowego zawodnika i podpory defensywy Thomasa Phibela, który w minionej kolejce ujrzał swoją czwartą żółtą kartkę w tym sezonie. - Na pewno jest to dla nas jakieś nieudogodnienie. Wiadomo, że Thomas jest świetnym zawodnikiem, jednym z najlepszych środkowych obrońców w lidze i nie boję się tego powiedzieć, bo wielu specjalistów o nim tak mówi. Mamy taką kadrę, jaką mamy i wszyscy są w stanie go zastąpić. Kwestia tego, jak trener nas przygotuje i na kogo postawie - przyznał.

Czy podczas trzech dni treningów łodzianie zdołają na tyle poprawić swoją grę, że w mecz z Legią będą w stanie powalczyć o korzystny dla siebie wynik? - Ogólnie rzecz biorąc w sezonie ciężko zmienić styl gry, bo w okresie przygotowawczym jest dużo czasu, aby przygotować różne warianty i z nich korzystać. Wiadomo, że pod każdego przeciwnika opracuje się inny schemat, ale wiadomo, że jest on opracowany na podstawie naszych wariantów. Nie będziemy teraz wymyślać nic nowego - zakończył.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)