Adam Mójta: Nie byliśmy dużo słabsi
Sandecja Nowy Sącz przegrała 1:2 z Cracovią Kraków, choć jako pierwsza wyszła na prowadzenie. Co prawda była to bramka samobójcza, ale duży udział miał przy niej obrońca Adam Mójta.
Pierwszy kwadrans należał do Cracovii, ale mimo dominacji nie udało się strzelić bramki. Wykorzystała to Sandecja i w 16. minucie objęła prowadzenie. Adam Mójta dośrodkował z lewej strony w szesnastkę, a tam Mateusz Żytko strzałem głową pokonał własnego bramkarza. - Moje dośrodkowanie było bardzo dobre, więc myślę że bramka i tak by padła. Gdyby nie ta niefortunna interwencja obrońcy, to do siatki trafiłby Piotr Giel - stwierdził obrońca.
Co prawda goście szybko wyrównali po trafieniu Bartłomieja Dudzica, lecz Sandecja nie ograniczała się już tylko do bronienia. Przy stanie remisowym miała więcej z gry, niż na początku i w tej fazie meczu wynik był sprawą otwartą. Wszystko skomplikowało się w 64. minucie. Marcin Makuch zagrał klatką do bramkarza Marcina Cabaja, któremu piłka przeleciała pod butem przy próbie przyjęcia piłki i wpadła do bramki. - Ciężko mi cokolwiek powiedzieć o tej sytuacji. Taka jest piłka. Stracona w ten sposób bramka podcięła nam skrzydła - dodał Mójta.Porażka z pretendentem do awansu nie była zbyt bolesna, choćby dlatego, że Sandecja już w trakcie I połowy mogła cieszyć się z utrzymania w lidze. Warta Poznań przegrała z GKS-em Tychy, co zapewniło drużynie z Nowego Sącza ligowy byt - Przed wyjściem na boisko mieliśmy informację, że jest 2:0. Potem już się tym nie interesowaliśmy, bo woleliśmy się skupić na naszym meczu. Mieliśmy też świadomość tego, że jest niewielkie prawdopodobieństwo tego, że ta drużyna zgarnie komplet punktów, a my nic. Naszym celem było utrzymanie, więc zrealizowaliśmy go w stu procentach - zakończył Adam Mójta.
"Cabajka" zaważyła - relacja z meczu Sandecja Nowy Sącz - Cracovia Kraków