Sandecja wypuściła wygraną z rąk

Nowosądecka drużyna miała Bogdankę Łęczna na widelcu, a mimo to musiała zadowolić się punktem. Po raz kolejny nie popisał się bramkarz - tym razem był to Daniel Bomba.

Sandecja ekspresowo wykorzystała nieporadność przeciwnika w defensywie. Gdy prowadziła 2:0, a na dodatek Bogdanka grała w dziesiątkę, wydawało się, że nic jej już nie może zagrozić. Goście dali się zdominować rywalom, co zemściło się po przerwie. - Prowadziliśmy 2:0, a błędy, jakie popełniliśmy w II połowie, to nie powinny przytrafić się takiemu zespołowi, jak Sandecja - przyznaje Peter Petran.

Bogdanka wykazała się olbrzymią wolą walki, zaś nowosądecki zespół nie potrafił wykrzesać z siebie tyle zaangażowania. Goście rzadko zagrażali bramce strzeżonej przez Sergiusza Prusaka i punkt przyjęli z szacunkiem. Po drugiej stronie nie błysnął Daniel Bomba. Zaliczył on kilka kiksów, nawiązując do postawy Marcina Cabaja w meczu z Cracovią. - Niekiedy trudniej grać przeciwko osłabionemu rywalowi. Bogdanka bardzo dobrze zaprezentowała się w tym meczu. Szczęście się odwróciło, ale odpowiadamy za to sami. Mogliśmy lepiej pokryć ofensywnych piłkarzy rywali i wtedy wynik byłby inny - ocenia 32-letni słowacki defensor.

Brakiem konsekwencji w sobotnim meczu raził sędzia Sebastian Krasny. Arbiter z Krakowa często zmieniał decyzje, które miały kluczowe znaczenie dla wyniku. Najpierw rzut wolny dla Sandecji zamienił na rzut karny. W końcówce po faulu na Petranie podyktował kolejną jedenastkę dla gości, lecz po chwili zamienił ją na rzut rożny. - Na temat sędziego lepiej się nie wypowiadać. Gwizdnął karnego, ale za chwilę już go nie było - śmieje się Petran, dla którego sezon dobiegł już końca, gdyż w Łęcznej po raz ósmy został ukarany żółtą kartką.

Komentarze (0)