Podopieczni Radosława Mroczkowskiego udali się w poniedziałek na obóz przygotowawczy, który odbywa się w Uniejowie. Jednak już następnego dnia łodzianie pojechali do oddalonego o prawie 90 kilometrów Gutowa Małego, aby rozegrać sparing z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza. Niezadowolony z takiego obrotu sprawy był Marcin Kaczmarek, który uważa, że to pierwszoligowy rywal powinien przyjechać do Widzewa, a nie na odwrót. - Mamy lepsze boisko u siebie i to jest dziwne, przynajmniej dla mnie. Oni są na obozie, my też, ale to u nas są lepsze warunki i tam powinniśmy grać. Moim zdaniem to boisko w Gutowie Małym jest bardzo ciężkie, a do tego były niesprzyjające warunki pogodowe. Termalica powinna przyjechać do nas, bo to my jesteśmy w Ekstraklasie, a nie oni. Ale było to podyktowane chyba tym, że ledwo co przyjechali tutaj i trener nie chciał ich przemęczać. Był to dobry trening, ale pogoda nam przeszkadzała - powiedział "Kaka".
Po zakończeniu minionego sezonu z Widzewem pożegnała się spora liczba zawodników, wśród których byli najbardziej doświadczeni gracze. Obecnie w kadrze zespołu nie znajduje się nawet 20 piłkarzy, którzy mieliby podpisane kontrakty z klubem. - Z transferami jest bardzo ciężko, a do tego dochodzą kontuzje podstawowych zawodników - Princewilla Okachiego i Hachema Abbesa. Naprawdę jest ciężka sytuacja, a mamy taką kadrę, a nie inną. Do pierwszego meczu pozostały jeszcze niecałe trzy tygodnie, a czeka nas sporo pracy. Myślę, że wszystko się jakoś poukłada i wyjdzie z tego fajny zespół. Jednak na razie jest kiepsko - przyznał były reprezentant Polski. - Jest trudna sytuacja, bo nad klubem ciąży zakaz transferowy i to jest problem. Ale ja, Maciek i starsi zawodnicy, wraz ze sztabem szkoleniowym próbujemy jakoś to skleć i zrobić, by drużyna jakoś wyglądała i utrzymała się w Ekstraklasie - kontynuował swoją wypowiedź.
Zawodnicy czerwono-biało-czerwonych mieli zapewnienie, że do końca czerwca zostaną oddane im zaległe pensje. Czy klub dotrzymał danej obietnicy? - Dostaliśmy część zaległości, ale nie w całości. To jest jedyny plus, że zostaliśmy w jakimś stopniu spłaceni i z tego się cieszymy. Wiadomo, że na pieniądze czekaliśmy. W szczególności starsi zawodnicy, a niektórzy nie dostawali ich w ogóle. Klub robił wszystko, co mógł, aby nas spłacić. Otrzymał pieniądze z Ekstraklasy, ktoś jeszcze coś dorzucił i dostaliśmy zaległe pensje - mówił.
Do rozpoczęcia ligowych zmagań pozostały niespełna trzy tygodnie i zawodnicy powoli zaczynają myśleć o pierwszych konfrontacjach. Czy łodzianie wierzą w to, że mogą powtórzyć sukces sprzed roku, kiedy po czterech kolejkach byli liderami T-Mobile Ekstraklasy, choć wszyscy skazywali ich na pożarcie? - Na razie nie chcę mówić o sezonie, bo z tą ekipą, która teraz jest, to tylko trenujemy i gramy sparingi. Tak jak już mówiłem wcześniej, jest ciężko. Naszą drużynę spotykają różne sytuacje, a niektóre z nich są nawet śmiesznie. Co do sezonu, to mam nadzieję, że uda nam się powtórzyć ubiegłoroczny wyczyn, bo jest na to jakaś szansa. Zaczynamy z Legią, a potem gramy trzy mecze u siebie i może znów będziemy na "pudle" po czterech kolejkach. Zobaczymy, jak do tego czasu będzie wyglądał nasz zespół. Na razie skupiamy się na treningach, bo do sezonu jeszcze ponad dwa tygodnie - zakończył.