Opinie o piłce na Litwie są krzywdzące - rozmowa z Kamilem Bilińskim, napastnikiem Żalgirisu Wilno

- Litewskie kluby z czołówki dałyby sobie radę w T-Mobile Ekstraklasie, a inne byłyby w czubie I ligi - przekonuje w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Kamil Biliński, napastnik Żalgirisu Wilno.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Żalgiris Wilno zaskakuje dobrą formą w rozgrywkach Ligi Europejskiej. Jesteś zaskoczony, że wygląda to tak dobrze?

Kamil Biliński: Chcieliśmy się pokazać w każdym kolejnym meczu i to było naszym celem nadrzędnym, a przy okazji zagrać kilka spotkań w europejskich rozgrywkach. Ten cel zrealizowaliśmy, bo będziemy mogli w Lidze Europejskiej rozegrać przynajmniej sześć meczów i bardzo się z tego cieszymy.

W kolejnej rundzie los skojarzył was z Lechem Poznań. Jest to dla ciebie okazja, by przypomnieć się kibicom w Polsce.

- Nie rozpatruję tego pojedynku w takich kategoriach. Jest to dwumecz pomiędzy Żalgirisem Wilno a Lechem Poznań i moim celem będzie zagrać dwa bardzo dobre mecze. Nie chcę jednak nic nikomu udowadniać, a po prostu zrobić wszystko, by przechylić szalę zwycięstwa na stronę mojego zespołu i to będzie dla mnie priorytetem. Na pewno będzie fajnie pojechać do Poznania i zagrać przy takiej publiczności w moim kraju. Będzie to dla mnie ciekawe przeżycie.

Kiedy poznaliście wyniki losowania, na waszych twarzach pojawił się uśmiech?

- Wiedzieliśmy, że trafimy na pewno na bardzo dobry zespół, bo w III rundzie już nie ma drużyn z przypadku. Mieliśmy świadomość, że bez względu na to, kogo wylosujemy czeka nas ciężka przeprawa. Akurat los tak chciał, że trafiliśmy na Lecha, a mogliśmy trafić trochę gorzej. Dla nas to fajne wyzwanie i będziemy na ten mecz w pełnej gotowości.

Swojej decyzji o odejściu z Wilna latem może żałować Jakub Wilk, bo lepszego specjalisty od Kolejorza w waszym zespole chyba nie znajdziecie.

- Tak się złożyło, że Kuba odszedł kilka tygodni temu do Vaslui, a nas losowanie połączyło z Lechem. Był on ważnym elementem naszego zespołu. Pomógł nam dużo, a potem dostał dobrą ofertę i odszedł z klubu. Szkoda, że akurat krótko przed dwumeczem z jego byłą drużyną, bo na pewno byłby dla nas dodatkowym motorem napędowym.

Jak to się stało, że w Żalgirisie stworzyła się tak okazała polska kolonia?

- Trzeba byłoby zapytać o to władze klubu, bo to dyrektor sportowy podjął taką politykę kadrową i stworzył taki zespół. To on ściągnął mnie, a potem trenera Zuba, Kubę Wilka i kilku innych chłopaków z polskiej ligi do Wilna. W jego koncepcji Polacy mieli ciągnąć zespół do przodu i widać po wynikach, że udaje nam się to zaufanie spłacać. Pewnie te ruchy nie były zamierzone tak do końca, ale na pewno nikt teraz nie żałuje, że takie decyzje podjął.

Masz trochę żal do polskich klubów, że musiałeś wyjechać na Litwę, żeby poczuć się docenionym?

- Żalu do nikogo nie mam. Tak się moja przygoda z piłką potoczyła, że musiałem wyjechać za granicę, robiąc krok do przodu z lekkim wykrokiem w bok. Niczego jednak nie żałuję, bo z perspektywy czasu był to krok, który dał mi bardzo dużo. Rozwinąłem się piłkarsko i na pewno jestem dziś lepszym zawodnikiem.

Zasadność twojej decyzji potwierdza też to, że praktycznie z miejsca zacząłeś z Żalgirisem sięgać po pierwsze trofea.

- Jestem w klubie, który pozwolił mi grać o najwyższe cele na Litwie i bić się w europejskich pucharach. Dzięki temu wskoczyłem na swoje najwyższe obroty i zyskałem piłkarski automatyzm. Na razie wygląda to dość fajnie, a jeśli będzie mi dane dołożyć jeszcze kilka cegiełek do jakiegoś sukcesu odniesionego w tym sezonie, to będę bardzo szczęśliwy. Naprawdę dużo udało mi się przez ostatnie półtora roku osiągnąć.

Udało ci się też na stałe odbudować skuteczność, bo strzelasz często i efektownie.

- Praktycznie od mojego transferu do Wisły Płock zacząłem regularnie trafiać i właściwie sezon w sezon strzelam po kilkanaście bramek. Nie jest tak, że po transferze na Litwę nagle się przebudziłem i strzelba mi się odblokowała. Być może nie było to tak widoczne w Polsce, ale cieszę się, że po transferze do Żalgirisu robię po prostu swoją robotę.

W Polsce o Kamilu Bilińskim i jego dobrych występach na Litwie jest coraz głośniej.

- Fajnie, że zrobił się szum wokół mojej osoby, bo można się przez to pokazać z innej strony. Że jednak jest w innym kraju chłopak, który robi dobrą robotę i zobaczymy gdzie wyląduję po sezonie. Rozwinąłem się na Litwie piłkarsko, pod każdym względem, i to dla mnie duży argument na plus. A przy okazji moja statystyka strzelanych bramek też całkiem nieźle wygląda.

Nie brakuje też opinii ekspertów, że udało wam się w Żalgirisie głównie dlatego, że litewska liga prezentuje poziom III ligi w Polsce.

- Te opinie są bardzo krzywdzące. Być może organizacyjnie nie wygląda to wszystko tak dobrze jak w Polsce, bo liga nie jest tak medialna, nie ma tak okazałych stadionów i otoczki jak u nas, ale poziom sportowy nie jest niski i czołowe kluby litewskie dałyby sobie radę w polskiej ekstraklasie. Musimy mieć jednak świadomość, że na Litwie piłka nożna to dopiero sport numer dwa i nie łoży się na futbol tak dużych pieniędzy jak w innych krajach. Oceniam potencjał tutejszych klubów jednak wysoko. Część dałaby radę w ekstraklasie, inne grałyby w czubie I ligi.

Przed meczem z Lechem towarzyszy ci dodatkowa presja, by ta piłka do siatki po raz kolejny wpadła?

- Zapowiada się fajny mecz, a z mojego punktu widzenia - jeśli mielibyśmy przejść dalej - może strzelić nawet bramkarz. Nie rozpatruję tego meczu w kategoriach, że muszę za wszelką cenę do siatki trafić. Wyjdę na boisko po to, żeby przechylić szalę zwycięstwa na stronę mojego zespołu i jeżeli uda mi się zdobyć bramkę, to będę bardzo szczęśliwy. Szczególnej napinki jednak nie ma.

Dobrymi występami w dwumeczu z Kolejorzem możesz przypomnieć o sobie selekcjonerowi reprezentacji Polski.

- Wiadomo, że gra w reprezentacji kraju to marzenie każdego piłkarza, moje także. Ciężko pracuję na treningach i daję z siebie wszystko, żeby w przyszłości trafić do silniejszego klubu i być może do kadry narodowej. Gra z orzełkiem na piersi to moje marzenie i wierzę, że kiedyś się spełni.

Po udanym dla siebie sezonie nie chciałeś zmieniać klubu już tego lata? Pewnie jakieś oferty się pojawiły...

- Oferty były, ale nie chciałem ich nawet analizować. Cały czas mam okazję reprezentować Żalgiris w rozgrywkach europejskich i nie chciałem z Wilna odchodzić. Takie też były moje ustalenia z władzami klubu, że jak długo będziemy grać w Lidze Europejskiej, tak długo nie będę szukał nowego pracodawcy. Jeśli z pucharów odpadniemy i coś ciekawego się pojawi, to wtedy zobaczymy. Na razie całą swoją uwagę poświęcam dwumeczowi z Lechem Poznań, bo wiem, że swoimi dobrymi występami mogę przyciągnąć uwagę jeszcze lepszych klubów i to jest dla okno na grę w silniejszej lidze europejskiej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×