[i]
- Chciałem pogratulować ambitnej walki gościom. Na pewno są zadowoleni ze spotkania i zdobyczy punktowej. Jeżeli chodzi o naszą grę, to inaczej sobie wyobrażaliśmy przebieg spotkania. Spodziewaliśmy się, że rywal będzie cofnięty i bardzo aktywny w obronie, co pokazał ich ostatni mecz z Sandecją Nowy Sącz. W pierwszej połowie graliśmy zbyt statycznie, co przełożyło się na dużą liczbę strat. Nie wyszła nam pierwsza połowa. W szatni zamierzaliśmy coś zmienić. Pewne momenty gry mogły spowodować, że zdobyliśmy bramkę na 1:0. Wszystko układało się po naszej myśli. Mieliśmy kilka dogodnych sytuacji, których nie udało nam się wykorzystać, bo zabrakło precyzji. Trudno ocenić moment rzutu karnego, bo nie widziałem tej sytuacji za dobrze. Był to niepotrzebny faul, bo nasz gracz gonił rywala przez 40 metrów. Podjął złą decyzję. Musimy uderzyć się w pierś. Nie było to najlepsze spotkanie z naszej strony. Musimy wyciągnąć wnioski z tego meczu, bo za tydzień czeka nas wyjazdowe starcie w Chojnicach i chcemy zdobyć trzy punkty - [/i]powiedział po niedzielnym spotkaniu Kamil Kiereś, trener PGE GKS Bełchatów.
Jak przyznał szkoleniowiec Brunatnych, jego zespół wciąż uczy się nowej ligi i zauważa, że jego podopieczni mają problem z wykorzystywaniem bramkowych sytuacji. - Na pewno uczymy się tej ligi. Widać, że jest dużo zaangażowania i ambicja ze strony przeciwnika. Na pewno nie można powiedzieć, że zadowoliliśmy się wynikiem 1:0, bo stwarzaliśmy kolejne sytuacje, byliśmy w posiadaniu piłki. Niestety przytrafiły się nam niewykorzystane sytuacje. Nieumiejętność podwyższenia w tym spotkaniu wyniku na 2:0 powoduje, że przy wyniku 1:0 ta sytuacja może się zmienić. Tym razem tak było i niestety straciliśmy dwa punkty na swoim boisku - mówił.
W meczu z Okocimskim Brzesko czerwoną kartką został ukarany Grzegorz Baran, który w krótkim odstępie czasu ujrzał dwie żółte kartki. Jak tę sytuację ocenia szkoleniowiec bełchatowian? - Na pewno nie trzeba tego pochwalić. Była to sytuacja nerwowa, bo zawodnik Okocimskiego dostał czerwoną kartkę pięć metrów od linii autowej. Cokolwiek by mu się działo, skurcze, czy co innego, to te pięć metrów mógł zejść. Myślę, że jeżeli chodzi o to zachowanie, była to prowokacja zawodnika gości - przyznał. - Nie chcę oceniać tego tak na gorąco. Muszę to sobie przeanalizować. Tej sytuacji nie widziałem do końca, bo w tej chwili na boisku były inne wydarzenia. Czerwoną kartkę dostał zawodnik Okocimskiego, a ja byłem skupiony na tym, co dzieje się pod bramką przeciwnika i z naszym ustawieniem - dodał.
Kilka zespołów z T-Mobile Ekstraklasy widziałoby w swoich szeregach kilku graczy bełchatowian, a największym zainteresowaniem cieszą się bracia Makowie. Czy w związku z tym trener GKS-u z utęsknieniem wyczekuje końca okienka transferowego, aby zakończyło się zamieszanie wokół jego graczy? - Ja myślę przede wszystkim o tym, co będzie jutro i pojutrze. Na pewno do końca okienka transferowego, trudno mi powiedzieć, jakie będą decyzję odnośnie zawodników w klubie, czy graczy, którzy ewentualnie do nas by przyszli. Słyszałem od władz klubu, że żaden zawodnik nie odejdzie. To bardziej pytanie do włodarzy klubu, aniżeli do mnie - przyznał.
Czy można się spodziewać, że jeszcze jakiś zawodnik wzmocni bełchatowian w najbliższym czasie? - Przede wszystkim szukamy rosłego napastnika na pozycję dziewiątki. Michał Mak jest szybkim zawodnikiem, o niskim wzroście. Ale potrzebujmy kogoś, kto pomógłby przy grze do rzutowej, czy zagraniu dłuższej piłki, żeby utrzymać ją w pierwszej linii, aby zespół posunął się do gry pozycyjnej. Na pewno takiego zawodnika nam dalej brakuje - zakończył.