Oba zespoły do spotkania podeszły mocno zmobilizowane, choć humory w bełchatowskim i legnickim obozie były przed meczem zgoła odmienne. PGE GKS w ostatnich kolejkach prezentował się bardzo dobrze i ma wszelkie podstawy, by wierzyć w rychły powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej, podczas gdy Miedź, mimo posiadania w kadrze zawodników z olbrzymim ekstraklasowym doświadczeniem, o walce o awans może na razie tylko pomarzyć, a skupić powinna się przede wszystkim na ucieczce ze strefy spadkowej.
Od pierwszej minuty obie drużyny nie zamierzały więc odstawiać nóg, dlatego początkowa faza meczu obfitowała przede wszystkim w dużo walki. W grze piłką dużo lepiej radzili sobie miejscowi, choć często brakowało im dokładności. Ryzykować trudnych zagrań nie bał się wracający do pierwszego składu po kontuzji Patryk Rachwał, choć posyłane przez niego prostopadłe podania na ogół padały łupem defensorów z Legnicy.
Gospodarze na prowadzenie wyszli w 27. minucie po szybkiej kontrze prawą stroną. Z okolic linii środkowej piłkę otrzymał Mateusz Mak, który, nie zastanawiając się długo, posłał ją pod bramkę Miedzi. Celną wrzutkę strzałem głową zamienił na gola jego brat Michał, wykorzystując przy tym nieporadność i niezdecydowanie Andrzeja Bledzewskiego oraz Tomasza Midzierskiego.
W doliczonym czasie pierwszej połowy ponownie dobrze pokazał się (za sprawą dryblingu w polu karnym) strzelec bramki, choć tym razem zabrakło odrobiny szczęścia, by jeszcze przed przerwą pogrążyć przyjezdnych.
W 49. minucie szansę na wyrównanie zaprzepaścił Jakub Grzegorzewski, który po błędzie rywali przy zabezpieczaniu rzutu różnego otrzymał piłkę kilka metrów przed bramką Arkadiusza Malarza, ale dał się zablokować obrońcom PGE GKS-u. Napastnik gości powinien mocno żałować tej okazji, gdyż już minutę później było 2:0. Najpierw znakomicie z linii pola karnego uderzył Michał Renusz. Futbolówka po jego strzale odbiła się jednak od poprzeczki i spadła... tuż pod nogi Michała Maka, który zdążył jeszcze zwieść jednego z obrońców i wpakować piłkę do bramki obok bezradnego Bledzewskiego.
Nie minęły cztery minuty, a gospodarze powinni prowadzić już trzema bramkami. Po dwójkowej akcji Kamila Wacławczyka z Michałem Makiem pierwszy z nich zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału i piłka padła łupem bramkarza Miedzi.
Goście starali się odgryzać rywalom, ale ich akcje na ogół kończyły się... kontrami PGE GKS-u. Sytuacja zmieniła się dopiero w samej końcówce, gdy po dobrym dośrodkowaniu z lewej strony aktywnego Wojciecha Łobodzińskiego niemoc strzelecką legniczan przełamał uderzeniem głową Zbigniew Zakrzewski, który na murawie pojawił się zaledwie kilka minut wcześniej.
Stan meczu w doliczonym czasie gry mógł jeszcze w podbramkowym zamieszaniu wyrównać Grzegorzewski, ale jego strzał poszybował nad poprzeczką. Chwilę później arbiter zakończył spotkanie. Gospodarze, mimo tylko jednej bramki przewagi, zasłużenie wygrali i umocnili się na fotelu lidera I ligi. Miedź po tej kolejce spadła zaś na ostatnie miejsce w tabeli i w kolejnych meczach musi zacząć zdobywać punkty.
PGE GKS Bełchatów - Miedź Legnica 2:1 (1:0)
1:0 - Michał Mak 27'
2:0 - Michał Mak 49'
2:1 - Zbigniew Zakrzewski 87'
Składy:
PGE GKS Bełchatów: Arkadiusz Malarz- Adrian Basta, Paweł Baranowski, Maciej Wilusz, Marcin Flis, Patryk Rachwał, Szymon Sawala, Mateusz Mak (89' Bartłomiej Bartosiak), Kamil Wacławczyk (87' Kamil Poźniak), Michał Renusz (66' Andreja Prokić), Michał Mak.
Miedź Legnica: Andrzej Bledzewski - Grzegorz Bartczak (46' Krzysztof Wołczek), Daniel Tanżyna, Tomasz Midzierski, Adrian Woźniczka, Radosław Bartoszewicz, Adrian Łuszkiewicz (78' Zbigniew Zakrzewski), Marcin Garuch (70' Piotr Madejski), Adrian Cierpka, Wojciech Łobodziński, Jakub Grzegorzewski.
Żółte kartki: Michał Renusz, Patryk Rachwał, Michał Mak, Kamil Poźniak (PGE GKS Bełchatów) oraz Adrian Cierpka (Miedź Legnica).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).