Andrij Szewczenko - ukraiński fenomen cz. V - ost.
Nie każdy finał jest jak sen. Decydujące starcie Ligi Mistrzów 2004/05 pomiędzy Milanem a Liverpoolem do dziś jawi się Andrijowi Szewczence jako jeden z największych koszmarów w jego życiu.
Brak sukcesów drużynowych zrekompensowały Andrijowi choć po części wyróżnienia indywidualne. Ukrainiec został wybrany do najlepszej jedenastki FIFPro za rok 2005 oraz otrzymał prestiżową nagrodę Golden Foot, przyznawaną za wybitne osiągnięcia piłkarzom, którzy wciąż są aktywni i mają ukończone co najmniej dwadzieścia osiem lat. - Znalezienie się obok futbolowych sław kalibru Rivelino i George'a Besta sprawiło, że był to bardzo emocjonujący wieczór - opowiada "Szewa" o gali w Monte Carlo. - Bardzo mnie cieszy, że zostałem doceniony nie tylko za to co robię na boisku, lecz również za to jakim jestem człowiekiem.
Kampania 2005/2006 w wykonaniu Milanu znów okazała się klapą. Tuż po zakończeniu rozgrywek, jeszcze przed mundialem w Niemczech, Ukrainiec wymógł na włodarzach klubu transfer i został sprzedany do Chelsea Londyn za 46 milionów euro, co było rekordową sumą w Premier League.
Przenosiny do stolicy Anglii nie były przypadkowe. We Włoszech wiele mówiło się na temat tego, że decydujący głos w tej sprawie miała żona piłkarza, która przyjaźni się z Iriną - małżonką Romana Abramowicza, właściciela Chelsea. - Prawda jest taka, że milanista i prawdziwy mężczyzna nie postępuje w taki sposób - krytykował Andrija Silvio Berlusconi, sternik Rossonerich. - W moim domu to ja decyduję co się dzieje, podczas gdy żona Szewczenki zachowuje się jak taki piesek salonowy. To ona namówiła go na przeprowadzkę do Londynu.
Pobyt "Szewy" w stolicy Anglii nie był tym, czego spodziewał się sam zainteresowany. O ile do warunków życia nie mógł mieć absolutnie żadnych zastrzeżeń, o tyle nowej drużynie nie potrafił dać tyle co poprzednim. W 48 spotkaniach w barwach The Blues Ukrainiec strzelił zaledwie 9 goli. Po straconych ze względu na słabą dyspozycję oraz kontuzje sezonie 2007/08, wychowanek Dynama Kijów został wypożyczony do... Milanu, gdzie miał odzyskać utraconą formę. Niestety nic takiego nie nastąpiło, toteż po zakończeniu rozgrywek "Szewa" wrócił do ojczyzny, by parafować umowę z macierzystym klubem. Tym samym Andrij stając się największym niewypałem transferowym w historii Chelsea, otrzymał szansę powrotu na stare śmieci. - Roman Abramowicz i wszyscy inni byli dla mnie bardzo mili - komentuje swój pobyt w Londynie Szewczenko. - Decyzję o opuszczeniu The Blues podjąłem z powodów osobistych. Można powiedzieć, że odszedłem stamtąd w poszukiwaniu nowych doświadczeń. Pobyt w stolicy Anglii, gdzie czułem się bardzo komfortowo, wniósł trochę stabilizacji do mojego życia. Czas spędzony w Chelsea to był dla mnie piłkarsko trudny okres, lecz ostatecznie piękny.