W sektorach dopingujących można było spotkać osoby, które znalazły się tam tylko i wyłącznie z tego powodu, że wejściówki na te miejsca były najtańsze. Doping zauważalny był tylko wtedy, kiedy Polacy zamykali Czarnogórę na własnej połowie i co chwilę stwarzali groźne sytuacje. Zachęcić do dopingu w innych sytuacjach próbowała mała grupka kibiców, jednak po wielu próbach ostatecznie dała sobie spokój.
Reprezentacja Polski najbardziej dopingu potrzebowała w drugiej połowie, gdy wiele rzeczy nie wychodziło tak, jak jeszcze w pierwszej części gry. Wówczas trybuny nie potrafiły odpowiednio zareagować i zmobilizować zawodników. Oczywiście największe ożywienie panowało, kiedy na placu gry leżeli zawodnicy Czarnogóry oraz gdy sędzia nie podyktował rzutu karnego i nie zaliczył bramki dla Polaków. Po ostatnim gwizdku arbitra na Stadionie Narodowym rozległo się głośne buczenie, czyli to, w czym obecni kibice się specjalizują.
Na stadionie w pewnym momencie pojawiła się sektorówka, która miała ukazać, że kibice są dwunastym zawodnikiem reprezentacji. Na taki obrót sytuacji zareagował na Twitterze menadżer , .
Problemu w dopingu nie widzą zawodnicy kadry, którzy chwalą zachowanie kibiców. - Fajnie to wyglądało. Byliśmy przez kibiców wspierani do ostatniego gwizdka. Na meczu z Danią doping też był dobry. Jeśli nasza gra będzie wyglądała jak w spotkaniu z Czarnogórą i do tego dołożymy jeszcze lepsze wyniki, to wydaje mi się, że kibice będą z nas zadowoleni - powiedział po meczu Waldemar Sobota.
Jeszcze kilka lat temu zagraniczne media dostrzegały największe zagrożenie w fanach naszej drużyny. Teraz niestety sytuacja się odwróciła i trudno wyobrażać sobie, żeby to szybko się zmieniło.