Grzegorz Bronowicki miał olbrzymią szansę, by wpłynąć na losy sobotniego meczu Motoru Lublin ze Stalą Rzeszów. W 63. minucie były reprezentant Polski zdecydował się wykonać rzut karny. Trafiając doprowadziłby do remisu i gospodarze mieliby jeszcze pół godziny na dobicie grającego w dziesiątkę rywala. 33-latek strzelił jednak lekko i Miłosz Lewandowski obronił. - Bardzo żałuję niestrzelonego rzutu karnego, bo ilość minut jaka została do końca meczu dawała naprawdę dużą nadzieję na to, że prędzej czy później ta bramka na 2:1 wpadnie. Oczywiście należy się krytyka za niestrzelony rzut karny, bo podobno nie ma obronionych tylko są niestrzelone. Sposób uderzenia i to, że bramkarz złapał tę piłkę budzi kontrowersję - ocenia trener Robert Kasperczyk.
46-letni szkoleniowiec miał tym większe powody do zdenerwowania, że to już druga z rzędu jedenastka niewykorzystana przez jego podopiecznych. Przyznaje on jednocześnie, iż podczas treningów nic nie zapowiada takiej katastrofy. - Przyznam szczerze, że to przerażające. Damian Falisiewicz jak jeszcze był zdrowy, to uderzał te karne bardzo pewnie. Dzień przed meczem trenowaliśmy ten element, czwórka-piątka zawodników uderzała bardzo obiecująco. Natomiast, proszę mi wierzyć, ani razu Grzesiek nie uderzył tak, jak teraz. Nie wiem, co było powodem takiego stanu rzeczy - kręci głową były szkoleniowiec Podbeskidzia Bielsko-Biała.