- Apollon to z pewnością przeciwnik w zasięgu legionistów i w tym względzie każdy ma chyba podobne zdanie. W czwartek dojdzie atut własnego boiska, tyle że nie będzie publiczności. Ta kwestia akurat w Warszawie ma spore znaczenie, bo tam trybuny żyją i potrafią nakręcić drużynę do walki. Wielka szkoda, że tym razem podobnego wsparcia zabraknie - przyznał Mirosław Jabłoński w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Doświadczony szkoleniowiec, który prowadził ekipę ze stolicy w latach 1995-1998 (zarówno samodzielnie, jak i w roli asystenta Pawła Janasa) zwrócił uwagę na jeszcze jeden problem - czysto sportowy. - Dotychczasowe mecze w eliminacjach Ligi Mistrzów, a także jeden w Lidze Europejskiej pokazały, że temu zespołowi brakuje dobrego środkowego napastnika. Marek Saganowski jest aktualnie kontuzjowany, zaś Władimir Dwaliszwili jeszcze nie do końca spełnia oczekiwania. Pytanie czy w przyszłości Gruzin będzie w stanie strzelać gole w każdym spotkaniu.
Jakie mogą być największe atuty czwartkowego przeciwnika legionistów? - Czołówka ligi cypryjskiej prezentuje się nieźle pod względem kadrowym. Składy często są jednak oparte na zawodnikach doświadczonych, którzy z niejednego pieca chleb jedli. Apollon nie należy do przeciwników budzących strach i na pewno nie jest przeszkodą nie do przeskoczenia. Uważam, że Legia to minimalny faworyt. Oceniałbym jej szanse wyżej, gdyby miała wsparcie publiczności, którego niestety zabraknie - stwierdził Jabłoński.
Nie da się oprzeć wrażeniu, że jeśli podopieczni Jana Urbana myślą o awansie do 1/16 finału, to akurat domowe starcie z Apollonem muszą wygrać. To teoretycznie najłatwiejsza potyczka w całej fazie grupowej. - Myślę, że dotyczy to również pozostałych meczów u siebie. Zwycięstwa w Warszawie to podstawa. Trzeba w nich zebrać solidny kapitał punktowy, bo na wyjazdach będzie znacznie trudniej - zakończył Jabłoński.