- Dobrze by było, gdyby w końcu któraś drużyna naszych następców odczarowała Wembley i poprawiła nasz wyczyn sprzed 40 lat, bo oznaczałoby to, że przynajmniej ten remis powinien tam być - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Antoni Szymanowski, były defensor reprezentacji Polski.
Przed wieczorną potyczką nasz rozmówca jest daleki od spisywania polskiego zespołu na pożarcie. - Każdy wynik jest właściwie możliwy. My już szans nie mamy, ale Anglicy grają o wszystko, bo nie chcą się pewnie pchać w baraże. Postawią nam bardzo trudne warunki. My w roli faworytów sobie nie radzimy, ale tym razem faworytem nie będziemy i w tym upatruję naszej szansy. Myślę, że może się coś ciekawego wydarzyć - przekonuje 62-latek.
Zdaniem Szymanowskiego kluczowe będzie nastawienie biało-czerwonych. - Nie wiem na ile nasi reprezentanci chcą te szyki popsuć Anglikom, ale drugiej takiej szansy już długo mieć nie muszą. Powinniśmy wyjść na boisko na luzie i grać swoje. Na pewno stać nas na to, żeby jakąś kontrę bramkową wyprowadzić. Sprawa jest otwarta i ten mecz rozegra się w głowach naszych zawodników. Jeśli presja ich nie zdusi, to mogą zrobić dobry wynik - zapewnia jeden z Orłów Górskiego.
Klucza do sukcesu na Wembley świetny przed laty obrońca upatruje w otwarciu wyniku przez polski zespół. - Jeśli strzelimy bramkę jako pierwsi, to nasze szanse na sukces będą rosły. Jeśli pierwsza tragi Anglia, raczej szans na jakikolwiek dorobek punktowy mieć nie będziemy - analizuje wybitny reprezentant Polski.
Niemoc naszej drużyny w starciach z Synami Albionu Szymanowski argumentuje różnicą klas. - Anglia to nie jest San Marino. Na Wyspach mają fantastyczną ligę i mają z kim grać, by stale się rozwijać. Mało który reprezentant Anglii decyduje się na wyjazd za granicę, co podnosi poziom sportowy Premier League. Nam nie wiedzie się tak dobrze, bo nie możemy się z angielskim zespołem sportowo mierzyć. Piłka jest jednak taka, że nie zawsze wygrywa lepszy i w tym upatruję naszej szansy - wyjaśnia utytułowany zawodnik.
Prawy obrońca kadry Kazimierza Górskiego sentymentalnie wraca do pojedynku z 1973 roku. - Dziś rano puszczałem sobie końcówkę meczu z 1973 roku. Widzę, że byli piłkarze, którzy komentują tamten mecz nie wiedzą co mówią. Na nic byłyby w tym meczu cudowne interwencje Janka Tomaszewskiego, gdybym w samej końcówce nie wybił udami piłki z linii bramkowej. Bez tej interwencji o Polsce, która zatrzymała Anglię by się nie mówiło - podkreśla 83-krotny reprezentant Polski.