- Różnica między meczem dzisiejszym, a tym sprzed 40 lat jest zasadnicza. Wówczas graliśmy o zakwalifikowanie się na mistrzostwa świata, a teraz nie mamy na to szans - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Henryk Kasperczak, jeden z bohaterów meczu na Wembley z 1973 roku. - Dziś Anglicy - podobnie jak wtedy - muszą wygrać, żeby wywalczyć awans, a my możemy im znowu stanąć na drodze. Jeśli nam się to uda, to pomożemy Ukrainie - dodaje.
Przed czterema dekadami reprezentacja Polski w przedostatnim meczu eliminacyjnym sięgnęła po komplet punktów. Tym razem piątkowa porażka w Charkowie przekreśliła szanse wybrańców Waldemara Fornalika na wywalczenie przepustki do Brazylii. - Tamto zwycięstwo napawało nas optymizmem, że stać nas, żeby wygrać na Wembley. Jasne, że sprzyjało nam szczęście, ale była w tym też myśl taktyczna - wyjaśnia "Henri".
Zdaniem Kasperczaka potencjału obu drużyn dziś nie można porównywać. - Nasza generacja sięgnęła po złoty medal IO w Niemczech, a rok później mogliśmy być nawet mistrzami świata, ale ostatecznie musieliśmy zadowolić się brązowym medalem. Byliśmy potęgą światową, a dziś pozostały po tym jedynie wspomnienia - bezradnie rozkłada ręce wybitny reprezentant Polski.
- W piłce jest wszystko możliwe, ale jak w sukces na Wembley nie wierzę. Nasza drużyna nie prezentuje odpowiedniej klasy, żeby móc się równać z Anglikami. Pokazują to całe eliminacje, gdzie wygraliśmy tylko z najsłabszymi i to nie wszystko, bo Mołdawia potrafiła nam urwać punkt. Za dużo punktów straciliśmy w meczach u siebie, a jako selekcjoner wiem, że to jest często kluczem do awansu. Nasza drużyna gra wahadłowo, bo ma też dobre momenty, ale nie osiąga satysfakcjonujących wyników - ocenia 67-latek.
Kasperczak jest dobrym znajomym selekcjonera reprezentacji Anglii Roya Hodgsona. - Jesteśmy w stałym kontakcie, ale akurat przed tym meczem nie szukał on u mnie pomocy, by jakieś wątpliwości rozwiać. Anglicy mają jeden z najlepszych banków informacji na świecie i takie szpiegowanie nie jest im już potrzebne, bo świetnie mocne i słabe strony naszego zespołu znają - przyznaje jeden z Orłów Górskiego.
Na Wembley biało-czerwoni będą mogli poczuć się jak... u siebie w domu. Z trybun wspierać ma ich bowiem 16-17 tys. polskich kibiców. - Anglicy mają z tym problem, bo trochę ta dystrybucja wejściówek wymknęła im się spod kontroli. Myślę jednak, że atmosfera na trybunach nie będzie miała znaczenia. Futbol to jest biznes, a liczy się głównie to, co na boisku - puentuje 61-krotny reprezentant Polski.