- Nie mogę być z tego meczu zadowolony. Podarowałem Zawiszy awans do następnej rundy - posypuje głowę popiołem Łukasz Budziłek. - Uważam, że z przebiegu meczu Zawisza nie zasługiwał na wynik, jaki przy Bukowej padł. My też mieliśmy swoje okazje, po których mogliśmy, a nawet powinniśmy zdobyć bramkę - dodaje bramkarz GKS-u Katowice.
Jedyna w tym meczu bramka padła po strzale Piotr Petasz z rzutu wolnego. Płasko i mocno bita piłka zaskoczyła interweniującego na linii Budziłka. - Zawaliłem tę bramkę. Popełniłem błąd, bo trochę zaspałem i za późno się rzuciłem. Piłka poszła koło muru i nie będę tutaj szukał usprawiedliwienia. Takie strzały powinienem bronić. Biję się w pierś - dodaje 22-latek.
Obok kiksa bramkarza o porażce GieKSy zaważyła też bardzo słaba skuteczność piłkarzy katowickiej drużyny. - Stare piłkarskie porzekadło mówi, że jak masz okazje i ich nie wykorzystasz, to pewnie stracisz bramkę i w naszym wypadku - niestety - to się ziściło. Szkoda, bo bardzo chcieliśmy awansować. Żegnamy się z Pucharem Polski z honorem, ale też wielkim żalem, bo zabraliśmy sobie nadzieje na mecz z Legią czy Górnikiem na wiosnę - przyznaje Budziłek.
GKS Katowice po serii trzech zwycięstw z rzędu przy Bukowej ostatnio spuścił z tonu. Śląska drużyna na boiskach I liga nie wygrała od trzech meczów, trzykrotnie swoje pojedynki remisując. - Nie wygraliśmy od trzech meczów, ale nie przegraliśmy w lidze od sześciu. Dopiero teraz przyszła porażka w Pucharze Polski, dlatego nie można powiedzieć, że notowaliśmy jakąś złą serię. Zbieraliśmy punkty i miejmy nadzieję, że ta porażka będzie tylko wypadkiem przy pracy - puentuje gracz drużyny z Bukowej.