Edgar Bernhardt: Mieliśmy g*** na butach

- O sobie w ogóle teraz nie myślę. Myślę o drużynie, o trenerze... - mówi napastnik Cracovii [tag=32038]Edgar Bernhardt[/tag], który w meczu z Lechem Poznań (1:6) wrócił do gry po 3 miesiącach przerwy.

"Edi" pauzował od sierpnia z powodu kontuzji stopy i występ w spotkaniu z Lechem był jego pierwszym w lidze od 10 sierpnia. Do gry wszedł w przerwie, kiedy Kolejorz prowadził 3:0, ale zanim dotknął piłkę, goście zdobyli czwartego gola. Na pewno nie tak wyobrażał sobie powrót na boisko.

- O sobie w ogóle teraz nie myślę. Myślę o drużynie, o trenerze. Wszyscy czujemy się bardzo źle. Nawet nie wiem, co powiedzieć... Chłopaki z Lecha pocieszali nas, że dobrze gramy, ale nie można tak mówić po tym meczu - nie graliśmy dobrze. Przez pierwsze 20 minut w ogóle nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Później z tego wyszliśmy, ale nie mieliśmy szczęścia - Władek Boljević cztery razy trafił w słupek. Gra nam się nie kleiła. Lech dobrze zachowywał się po naszych stratach, szybko trafiał pod naszą bramkę, a my zagraliśmy bardzo słabo - mówi Bernhardt.

[wrzuta=7xwt7mjUk7z,mmkk07]

Trener Cracovii Wojciech Stawowy powiedział po spotkaniu, że winę za porażkę bierze na siebie, bo źle mentalnie przygotował swoich piłkarzy do gry. Bernhardt nie zgadza się z tą samokrytyką szkoleniowca: - Ja wiem, jaki jest trener - on zawsze wszystkich broni. Ale to jest nieprawda. Trener wszystko zrobił dobrze, ale to my graliśmy na boisku. Nie wiem, co się z nami stało.

Cracovia zagrała z Lechem bez Dawida Nowaka, Saidiego Ntibazonkizy, Marcina Budzińskiego i Sławomira Szeligi. - Brakowało ich na boisku, ale z Lechem to brakowało wszystkich. Niby na boisku było nas 11, a jakby nikogo. To był taki dzień, jakbyśmy mieli g*** na butach - obrazuje Bernhardt.

- Co się działo w szatni? Nikt nie musiał rozbijać szafek ani krzyczeć. Po 1:6 wszyscy wiedzą, co się stało. To jest bez sensu dalej myśleć o tym meczu. Musimy podnieść głowy i skupić się na Ruchu - mówi Bernhardt.

Źródło artykułu: