Kiedy w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry drugiej połowy w meczu z Piastem Gliwice na boisku pojawiał się Bartosz Kwiecień mało kto sądził, że 19-latek będzie w stanie się czymkolwiek na boisku wykazać. Zaimponował, ale nie umiejętnościami piłkarskimi, a znajomością wschodnich sztuk walki.
Młody pomocnik Korony w swojej pierwszej akcji wyciął bowiem równo z trawą biegnącego prawym skrzydłem Mateja Izvolta i niepyszny powędrował do szatni. Wydawało się, że tym samym Kwiecień zapisał się w historii T-Mobile Ekstraklasy jako zawodnik, który wyleciał z boiska najszybciej, ale ostatecznie młodzian musiał zadowolić się "jedynie" pozycją lidera dzieloną z Donaldem Djousse.
Kameruńczyk podobnymi umiejętnościami "wykazał się" w minionej kolejce, wylatując z boiska w meczu ze Śląskiem Wrocław po 32 sekundach od wejścia na plac gry. Kwiecień wyczyn piłkarza z Afryki powtórzył. - Mógł się trochę bardziej postarać. Jak coś robić, to z pompą - śmiał się po końcowym gwizdku sędziego Daniel Gołębiewski, napastnik Korony.
[wrzuta=9pcXKSMfVL7,mmkk07]
Piłkarze złocisto-krwistych nie mieli jednak do młodszego kolegi pretensji o te zagranie. Po ojcowsku wytarmosił czuprynę piłkarza w tunelu też dyrektor sportowy kieleckiego klubu Andrzej Kobylański.
- Bartek Kwiecień usiadł w szatni ze spuszczoną głową. Widać, że bardzo to przeżył. Podnieśliśmy go jednak na duchu i teraz podchodzimy do tego ze śmiechem. Jest młody, więc ma prawo popełniać takie błędy. Na szczęście nikomu nic się nie stało i to jest najważniejsze. Miejmy nadzieję, że w przyszłości to doświadczenie zaprocentuje i będzie już takich zagrań unikał - dodał Paweł Golański, obrońca Korony.
Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas!
Sam Kwiecień nie był skory do komentowania całej sytuacji. Zaraz po wyjściu z szatni "odpokutował" swoje winy nosząc sprzęt do klubowego autokaru. - Miewał on już krótsze występy, ale tak efektownych jeszcze nigdy - kwitowali ze śmiechem kieleccy dziennikarze.