Nie skreślajcie mnie! - rozmowa z Grzegorzem Bronowickim, piłkarzem Crvenej Zvezdy Belgrad

TVN Agency
TVN Agency

Na Mistrzostwach Europy miał być podstawowym obrońcą reprezentacji Polski. Ten sezon miał dać mu wyjazd z Belgradu do mocnego, zachodniego klubu. Niestety poważna kontuzja - zerwane więzadła krzyżowe, przekreśliły plany Grzegorza Bronowickiego. Obrońca Crvenej Zvezdy Belgrad obecnie przechodzi w Polsce rehabilitację a mecze kolegów z reprezentacji ogląda jedynie w telewizji.

Sebastian Staszewski: Przechodzisz obecnie rehabilitację po rekonstrukcji zerwanych więzadeł krzyżowych. Wszystko idzie w dobrym kierunku?

Grzegorz Bronowicki: Ciągle się rehabilituję. Uraz zerwania więzadła krzyżowego wymaga bardzo długiej i żmudnej rehabilitacji. Przynajmniej na kilka miesięcy jestem jeszcze wykluczony. Przeszedłem już w Warszawie operację rekonstrukcji i artroskopii. Teraz pozostaje już tylko ćwiczyć i odliczać dni do powrotu.

Na kiedy zakładany jest twój powrót na boiska?

- Na dzień dzisiejszy wiem tylko tyle, że jest możliwość powrotu w nowym roku. Dokładnie na przełomie lutego i marca, może trochę później. Wtedy powinienem wrócić do pełnego treningu. Wcześniej nie ma wielkich szans. Z moim urazem nie ma się co spieszyć. Sześć miesięcy przerwy po samej operacji to taki pewniak. Tutaj nie da się nic przyspieszyć. Później wszystko zależy od rehabilitacji. Na razie nie ma żadnych komplikacji, więc bądźmy dobrej myśli.

W Crvenej od sierpnia jest nowy trener, Cedomir Jenevski, który na żywo nie widział cię nawet w jednym treningu. Nie boisz się, że po wyleczeniu urazu Macedończyk nie da ci nawet szansy?

- Oczywiście, że jest taka możliwość, ale co ja mogę zrobić? Nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania, ale wiem jedno. Ja przyszedłem do Belgradu żeby grać i jak wyzdrowieję będę robić wszystko, żeby przekonać trenera do siebie. Każdy szkoleniowiec ma swoją koncepcję, ale nie sądzę, że Jenevski odstawi mnie bez żadnego sprawdzianu. To nie byłoby fair.

Ostatnio w Derbach Serbii Crvenej przegrała z Partizanem Belgrad 0:2. Większego upokorzenia piłkarze "Czerwonej Gwiazdy" w lidze serbskiej doznać nie mogą.

- Prawda. Kibice obu klubów się nienawidzą. Ale oprócz względów ideologicznych jest jeszcze jeden aspekt. Po tej przegranej mamy już bardzo dużą stratę do naszego lokalnego rywala.

W lidze twój zespół radzi sobie bardzo słabo. Obecnie Crvenej Zvezda zajmuje ósme miejsce mając na koncie zaledwie osiem punktów. Czym spowodowana jest tak słaba gra twoich kolegów?

- Z tego co wiem to był najgorszy start sezonu w historii klubu. Po trzeciej kolejce zajmowaliśmy przecież ostanie miejsce w tabeli! Ja niestety wyczyny kolegów mogę śledzić tylko w Internecie i nie mogę im pomóc. Szkoda, że tak się dzieje, bo Crvenej to klub z wielkimi ambicjami. Przyszedł nowy trener i mam nadzieję, że poukłada wszystkie sprawy w należyty porządek.

Słyszałem, że przed Mistrzostwami Europy interesowały się tobą zachodnie kluby?

- Przyszedłem do Belgradu, aby się wypromować i pójść dalej. Mój los potoczył się tak jak się potoczył i nic na to nie poradzę. W tym sezonie rozegrałem tylko pięć meczów i więcej już nie zagram. Pozostaje mi się tylko leczyć a po powrocie pokazać, że nie wolno jeszcze skreślać Bronowickiego.

Więc były jakieś oferty czy jednak nie?

- Faktycznie jakieś rozmowy były. Nie było jednak konkretów i na dzień dzisiejszy jestem piłkarzem drużyny z Belgradu. Crvenej zapłaciła za mnie pieniądze i sprzedając mnie chciałaby na pewno zarobić. Niestety w Serbii za piłkarzy chce się jakichś drakońskich i nierealnych sum. Ciężko się wypromować. Liczyłem, że pokażę się w Austrii i Szwajcarii, ale niestety nie wyszło.

Polacy w pięknym stylu pokonali reprezentację Czech. Równo dwa lata wcześniej to ty w meczu z Portugalią zakładałeś "siatkę" Simao Sabrosie i nie dawałeś pograć samemu Cristiano Ronaldo.

- Mecz był świetny. Bardzo mi się podobał. Chłopaki pokazali, że mają potencjał, aby walczyć z najlepszymi. Na reprezentację spadło dużo krytyki i dobrze, że wygraliśmy właśnie w rocznicę tamtej glorii. Koledzy pokazali, że należy im się miejsce w czołówce i liczę, a nawet wiem, że dobrą piłkę pokażą również ze Słowacją w Ostrawie.

Na twojej pozycji grał najpierw Jakub Wawrzyniak a następnie Jacek Krzynówek. Podobała ci się gra naszych lewych defensorów?

- Cała nasza linia obrony grała bardzo dobrze i chyba żadnemu z chłopaków nie da się nic zarzucić.

Co czujesz myśląc o Euro 2008? Żałujesz, że z powodu kontuzji nie pojechałeś z chłopakami do Austrii czy jednak czujesz lekką ulgę, że ominęła ciebie ogólnokrajowa krytyka po nieudanych mistrzostwach?

- Nie chcę wracać do przyszłości. Wiadomo, że każdy piłkarz chce grać na wielkich imprezach. Reprezentować tam siebie, rodzinę, naród. Z tym wiąże się podjęcie ryzyka. Nikt nie gwarantuje ci samych wygranych. Myśląc o EURO czuję żal. Ale wtedy myślę o przyszłości i perspektywie wyjazdu do RPA.

Ktoś ze sztabu szkoleniowego reprezentacji dzwonił? Dopytywał się o twój stan zdrowia?

- Mam stały kontakt z chłopakami.

A ze sztabem szkoleniowym? Z trenerem Beenhakkerem, trenerem Ulatowskim?

- Nie, nikt nie dzwonił.

Marzysz pewnie jeszcze o powrocie do kadry i o grze z "orzełkiem" na piersi?

- Oczywiście. Jestem przekonany, że kiedy wrócę do zdrowia i formy dostanę powołane. Kiedy ostatni raz rozmawiałem z trenerem Beenhakkerem przekonywał mnie, że o mnie nie zapomni i da mi jeszcze szansę. Wierzę mu, ale teraz skupiam się na powrocie do piłki. Na przyszłość jestem optymistą. Wierzę, że pojadę na Mistrzostwa Świata do RPA!

Komentarze (0)