Trener ma świadomość, iż styl gry jego podopiecznych pozostawia wiele do życzenia. - Powiem szczerze, że inaczej wygląda to od środka, a inaczej obserwuje się z trybun. Może konieczna jest wymiana kadrowa, może więcej pracy. Na pewno jest nad czym pracować. Ja nadal twierdzę, że zespół ma potencjał, ale do wniosków skąd biorę się te niesamowite przestoje będziemy dochodzić w trakcie pracy. Chyba wynikają one z braków wydolnościowych, bo trudno zrozumieć, że po przerwie nagle tracimy kontrolę, przeciwnik wyprzedza nas niemal w każdym momencie. Mogę jednak się pomylić - zauważa Tadeusz Łapa.
52-letni szkoleniowiec zaobserwował również inne niedociągnięcia w grze Górnika, szczególnie jeśli chodzi o konstruowanie akcji ofensywnych. - Posiadanie piłki przez jednego zawodnika nie powoduje wyjścia innych na pozycje. Ten, który stoi z piłką próbuje coś robić, kombinować a pozostali są na swoich pozycjach, schowani za plecami rywali. Tak nie można grać - podkreśla.
Nie miał on właściwie żadnego wpływu na przygotowanie zespołu do sobotniego meczu. Pierwszy trening poprowadził w... piątek. Jak został przyjęty przez piłkarzy? - Bez jakichś aplauzów, spokojnie. Na razie obserwujemy się nawzajem - mówi enigmatycznie trener Górnika.
Po raz ostatni Łapa prowadził pierwszą drużynę zielono-czarnych niemal trzy lata temu - 29 października 2005 roku, tuż po zwolnieniu Bogusława Kaczmarka a przed zatrudnieniem Dariusza Kubickiego. Łęcznianie ulegli wówczas Zagłębiu Lubin 1:3. Obecnie w kadrze zespołu znajduje się dwóch graczy, pamiętających tamten pojedynek: Sławomir Nazaruk grał przez 90 minut, a Veljko Nikitović cały mecz spędził na ławce rezerwowych.
Czy również teraz Łapie przypadła rola ratownika? - Umowę mam tylko do końca roku - mówi trener od 1996 roku związany z Górnikiem.