Kluczowa akcja piątkowego pojedynku Podbeskidzia i Lecha Poznań miała miejsce w doliczonym czasie gry. Sędzia Adam Lyczmański pozwolił Kolejorzowi rozegrać akcję, mimo że upłynął doliczony czas gry. W szóstej minucie dodatkowego czasu zwycięską bramkę z rzutu wolnego zdobył Mateusz Możdżeń, a Górale mieli sporo pretensji do arbitra, że odgwizdał faul oraz pozwolił na rozegranie akcji.
- Nie jesteśmy źli na sędziego, tylko na siebie, bo przecież mieliśmy sytuacje, które powinniśmy wykorzystać oraz nie stracić tak głupich bramek - przyznał po meczu Dariusz Pietrasiak, środkowy obrońca ekipy z południa Polski. - Ciężko ocenić czy decyzja sędziego była słuszna - dodał Piotr Malinowski. Na konferencji prasowej do sytuacji nie odniósł się szkoleniowiec Podbeskidzia, który również skupiał się bardziej na błędach popełnionych przez jego podopiecznych. - Sami strzeliliśmy sobie te bramki - skwitował.
Zawodnicy przedostatniej drużyny tabeli T-Mobile Ekstraklasy zdają sobie sprawę, że ze stolicy Wielkopolski mogli wywieźć nawet komplet punktów. W końcówce doskonałą okazję zmarnował Malinowski, który w kontrze popędził na bramkę Macieja Gostomskiego, jednak bramkarz niebiesko-białych zdołał sparować piłkę po strzale "Maliny". - Wydaje mi się, że to była kluczowa sytuacja dla tego meczu. Mogliśmy prowadzić i wtedy nie przegralibyśmy tego meczu. Można pokusić się o stwierdzenie, że Lech był dzisiaj do pokonania - przyznał "joker" trenera Leszka Ojrzyńskiego.
- Lech miał teoretycznie przewagę w sytuacjach, ale nie stwarzał wielkiego zagrożenia. Nasze okazje były klarowne, jednak nie zamieniliśmy ich na bramkę - stwierdził Pietrasiak, który już zapowiedział, że w kolejnym starciu Górale zrehabilitują się za nieudaną końcówkę.