27-letni piłkarz z Jeleniej Góry w 76. minucie okazał się pewnym egzekutorem rzutu karnego i w I lidze trafił po raz piąty, ale... - Można powiedzieć, że radości z bramki nie ma - stwierdził Adam Mójta i trudno mu się dziwić. Lider rozgrywek strzelił potem dwie bramki i pokonał Sandecję. - Mam nadzieję, ze ta porażka nie będzie nam długo siedzieć w głowach. Musimy szybko o niej zapomnieć. Straciliśmy w głupi sposób bramki, ciężko było nam utrzymać piłkę, a konsekwencje było widać - dodał.
Wyrównującą bramkę strzelił w 88. minucie nieupilnowany w polu karnym Arkadiusz Woźniak, a "kropkę nad i" postawił w trzeciej minucie doliczonego czasu gry Nikolajs Kozacuks, również trafiając z bliska do siatki. - Rywalom dopisało trochę szczęścia, a my też mogliśmy strzelić więcej goli. Przy wyniku 2:0 Górnik już by się nie podniósł - powiedział Mójta. Wcześniej doskonałe okazje mieli Robert Cicman, Maciej Bębenek i Matej Nather. Główka tego pierwszego trafiła w słupek, a uderzenia z bliska dwóch pozostałych padły łupem bramkarza Górnika Łęczna, Sergiusza Prusaka.
Sandecja Nowy Sącz przegrała 1:2 z pierwszą drużyną zaplecza T-Mobile Ekstraklasy i straciła komplet punktów po raz pierwszy od spotkania z Arką Gdynia, zakończonego wynikiem 0:3. Nie każdy już pamięta, że miało to miejsce 24 sierpnia 2013 roku. - Kiedyś musiał przyjść ten moment, tak samo jak kiedyś zdarzy mi się nie strzelić karnego. Następny ligowy mecz u siebie gramy za 2 tygodnie i będziemy od początku budować tę twierdzę. Najpierw jednak czeka nas rewanż z Zagłębiem Lubin i zapowiada się ciekawy mecz. Musimy jak najszybciej dojść do siebie - zakończył obrońca Sandecji, który akurat w środę nie zagra z powodu pauzy kartkowej.