Ruch Chorzów zakończył już sezon?

Niebiescy mimo przegrania trzech meczów z rzędu są już pewni gry w grupie mistrzowskiej T-Mobile Ekstraklasy. Zdaniem wielu, dla Ruchu sezon już się zakończył. Co na to piłkarze?

Przez chwilę kibice Ruchu Chorzów mogli pomarzyć o powrocie na ligowe podium po roku przerwy. Sześć zwycięstw z rzędu podopiecznych Jana Kociana zaciemniło rzeczywistość. Trzy ostatnie porażki Niebieskich sprowadziły już jednak wszystkich na ziemię. - Już prawie się utrzymaliśmy - wypalił po wygranej w Krakowie nad Wisłą prezes chorzowian Dariusz Smagorowicz. Raczej wątpimy, aby piłkarze z Cichej po słowach swojego sternika zaczęli luźniej podchodzić do swoich obowiązków.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Jednak widać gołym okiem, że Niebieskich dopadł kryzys. Zespół nie prezentuje już takiej woli walki jak jeszcze chociażby we wspomnianym pojedynku w Krakowie. - Z Podbeskidziem zagraliśmy znacznie lepiej niż w dwóch poprzednich meczach. Wtedy nasza gra była poniżej krytyki. Teraz było troszkę lepiej. Chyba trzeba będzie w szatni, delikatnie mówiąc, pierdyknąć drzwiami, bo to już przestaje być śmieszne. Po sześciu wygranych było bardzo fajnie, teraz trzy razy przegraliśmy. To nie jest ten sam zespół - ocenił kapitan zespołu Marcin Malinowski.

Do końca fazy zasadniczej chorzowian czekają mecze u siebie z Koroną i w Bydgoszczy z Zawiszą. Miejsce w pierwszej czwórce zagwarantuje Niebieskim w finałowej części rozgrywek cztery boje na własnym stadionie. - Nikt głowy nie spuści. Wręcz przeciwnie zakończymy je jakimś dorobkiem punktowym - zapowiedział "Malina".

W piątkowym meczu z Podbeskidziem chorzowianie przez większą część pojedynku wyraźnie dominowali. - Co z tego, skoro zdarzyło nam się zagapienie w obronie i padł gol - powiedział stoper zespołu Piotr Stawarczyk. - Następny mecz mamy dopiero za dziesięć dni. Ten czas należy dobrze wykorzystać. Musimy patrzeć na siebie. Tak było, gdy byliśmy na dole i wszyscy skazywali nas na same porażki - dodał.

Gol dla Górali padł w kontrowersyjnych okolicznościach. O ile rzut karny był oczywisty, to wcześniej sędzia powinien odgwizdać pozycję spaloną jednego z bielszczan. - Przeleciało mi przez myśl, że mógł być spalony. Najwidoczniej boczny widział lepiej, bo to on chyba zadecydował o tym, że był karny - tłumaczył brak protestów piłkarzy Ruchu po błędnej decyzji Pawła Pskita.

Komentarze (4)
feanorr
29.03.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tam bieda aż piszczy więc nie dziwota. 
wislok
29.03.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dla mnie to chore myślenie. Przecież ambicją każdego sportowca powinno być wygrywanie i to każdego meczu. Dotyczy to każdej dyscypliny.