- Mamy za sobą najsłabszą i najlepszą połowę w tym sezonie. Jesteśmy przegrani, bo nie zdobyliśmy trzech punktów. Ale jesteśmy też zwycięscy, bo nie przegraliśmy, tracąc na wyjeździe trzy bramki. Stworzyliśmy sobie kilka okazji, by zdobyć decydujące trafienie, ale zabrakło wykończenia i skuteczności - ocenia Piotr Stokowiec, trener białostockiej drużyny.
Mecz przy Roosevelta mógł się podobać. - Stworzyliśmy świetne widowisko dla kibiców, o którym długo się będzie pamiętać. Walczymy dalej, bo ten mecz utwierdził mnie w przekonaniu, że jesteśmy w stanie wygrywać z najlepszymi. Czeka nas teraz mecz wyjazdowy w Poznaniu i na pewno przed Lechem nie zwiesimy głów - zapewnia szkoleniowiec Jagi.
Do przerwy w Zabrzu widniał wynik 3:1 i wydawało się, że goście nie mają co liczyć na odrobienie strat. Stało się jednak inaczej. - W przerwie powiedzieliśmy sobie, że nie liczy się jak upadamy, a jak wstajemy. Moi zawodnicy świetnie zareagowali i za to im dziękuję, bo pokazali, że dla nich ten mecz nie był przegrany - kiwa głową z uznaniem opiekun żółto-czerwonych.
Zawodnikiem, który poprowadził Jagiellonię do odrabiania strat był Dawid Plizga, który pojawił się na boisku na początku drugiej połowy. - Oczywiście można gdybać, czy gdyby Dawid pojawił się w wyjściowej jedenastce, to pierwsza połowa nie wyglądałaby tak słabo. Ja jednak niczego nie żałuję, bo nie mam pewności czy grając od początku nie dostosowałby się poziomem do reszty drużyny i w przerwie nie zostałby zmieniony - analizuje Stokowiec.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
- Chcąc wygrywać mecze w tej lidze trzeba mieć jakieś asy w rękawie, w postaci zawodników, którzy mecz rozpoczynają na ławce i mogą wejść na boisko, by podnieść drużynę. W drugiej połowie jako drużyna zagraliśmy zupełnie inaczej i dlatego ten mecz kończymy z cennym punktem. Z odpowiedzią na to czy zasługujemy na górną ósemkę musimy jeszcze trochę poczekać - puentuje trener drużyny ze stolicy Podlasia.