Grzegorz Bonin: Hity są ważne, ale niczego nie rozstrzygną. Pompowanie balonu też nie ma sensu

W sobotę dojdzie do absolutnego hitu I ligi, w którym Górnik Łęczna podejmie PGE GKS Bełchatów. Na Lubelszczyźnie zachowują spokój i podkreślają, że nawet wygrana nie zapewni im jeszcze awansu.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
Przy ewentualnym zwycięstwie ekipa Jurija Szatałowa może mieć pięć punktów przewagi nad Arką Gdynia i aż sześć nad najbliższym przeciwnikiem. To dałoby jej spory komfort. - Patrzymy w tabelę i faktycznie ten pojedynek może sporo wyjaśnić. Na pewno jednak nie da odpowiedzi na pytanie, kto wywalczy awans. Czekamy na sobotę z niecierpliwością. Rozegramy fajne spotkanie, a zaraz po nim czeka nas następny hit, bo pojedziemy do Trójmiasta. Nie odczuwamy żadnego strachu przed tymi potyczkami - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Grzegorz Bonin.

Kogo Górnik obawia się bardziej? PGE GKS czy Arki? - Trudno powiedzieć, oba zespoły grają nieco inaczej. Gdynianie doskoczyli do czołówki dopiero wiosną, złapali serię i teraz idzie im naprawdę dobrze. Nie mam jednak wątpliwości, że w ich przypadku przyjdzie moment kryzysowy. My musimy patrzeć przede wszystkim na siebie. Na razie jesteśmy liderem, lecz pozostało jeszcze mnóstwo spotkań do rozegrania - dodał 30-letni pomocnik.

W Łęcznej nie ma wielkiej presji i to z pewnością pomaga drużynie. - Ciśnienie jest dużo mniejsze niż np. w Katowicach, gdzie wszyscy żądają awansu, nie mając ku temu wielkich podstaw. U nas niczego nie brakuje. Klub radzi sobie świetnie zarówno pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Unikamy jednak sztucznego pompowania balonu, bo to nie daje nic pozytywnego. Wiadomo jaki jest sport, marzy nam się sukces, ale nic na siłę. Ostatnio nam wmawiano, że gramy słabiej, bo zdarzyły się remisy, tymczasem przed sezonem nie wierzył w nas absolutnie nikt. Dlatego zachowujemy zimną głowę, a powodów do pesymizmu nie ma, bo już od dawna nie przegraliśmy meczu - zaznaczył Bonin.

Biorąc jednak pod uwagę obecną sytuację w tabeli, brak awansu ekipy Jurija Szatałowa byłby dla niej sporym rozczarowaniem. - Oczywiście, że tak, bo im dalej w las, tym nasza przewaga się zwiększa. Do rundy wiosennej startowaliśmy z zapasem trzech oczek, teraz mamy już pięć. Nadal jednak zachowujemy spokój, liczenie punktów nie byłoby zbyt rozsądne, trzeba się skupić na meczach - zakończył.

Jesteśmy na Facebooku! Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×