Krzysztof Zaremba okazał się asem z rękawa trenera Dariusza Wójtowicza. Pomocnik wszedł na boisko po przerwie i potrzebował dziesięciu minut, by strzelić gola na wagę zwycięstwa Puszczy Niepołomice z Flotą Świnoujście. Zaremba huknął ile sił po niefrasobliwym podaniu od rywala - Klimasa Gusocenko. - Czułem, że piłka spadnie w to miejsce. Dostałem taki trochę wielkanocny prezent, ale w piłce trzeba mieć też szczęście. Emocje opadną, a punkty zostaną i to jest najważniejsze - przypomniał strzelec.
Zaremba wrócił do Świnoujścia niemal dokładnie po trzech latach. 22 kwietnia 2011 roku grał nad morzem w barwach Podbeskidzia Bielsko-Biała i w 90. minucie strzelił gola na wagę remisu 1:1. - Moja dziewczyna przypomniała mi o tym przed wyjazdem. Pamiętam ten mecz, bo miał on duże znaczenie. Flota miała wtedy dobrą passę i gdyby nie moja bramka, to nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy awansu. Dlatego miło wspominam to miejsce. W sobotę też pomyślałem, że jak wejdę, to coś strzelę i intuicja mnie nie zawiodła - zapewniał Zaremba. - Nie do końca jest tak, że mam patent na Flotę, bo moja pierwsza wizyta w Świnoujściu za trenera Brosza skończyła się porażką - przypomniał.
Puszcza Niepołomice zrehabilitowała się w sobotę za dwie wstydliwe porażki i nieco oddaliła się z okolic strefy spadkowej. - Trzy punkty były nam bardzo potrzebne. Tabela pokazuje, że ten kto przegrywa ma lipę, a kto wygrywa idzie kilka miejsc w górę i odskakuje z niebezpiecznych rejonów. Walka o utrzymanie będzie trwać do samego końca. Wygrana z Flotą jest tym bardziej krzepiąca, bo odniesiona po perturbacjach w podróży - nawiązał Zaremba do awarii autokaru, który wydłużyła podróż beniaminka z 12 do 18 godzin.
Jeszcze jednym pozytywem było zero po stronie straconych goli. Aż trudno uwierzyć, że w poprzednich dwóch kolejkach Puszcza straciła aż osiem. - Pomińmy to - uśmiechnął się pomocnik. - Zdarzyło się, ale z drugiej strony - lepiej stracić raz pięć goli niż tracić po jednym w każdym spotkaniu - dodał.
Jesteśmy na Facebooku! Dołącz do nas!
Generalnie sobotnia rywalizacja przypominała piłkarską wojenkę, a nie widowisko. Puszcza Niepołomice pokazała bardzo fizyczny futbol, zagrała wysokim pressingiem, a na murawie królowała walka, walka i jeszcze raz walka.
- Pewnie gdyby nie błąd rywali skończyłoby się "0:0 po bezbarwnym". Nie ma jednak co gdybać, jaki wynik byłby sprawiedliwy a jaki nie. Było pewne, że kto pierwszy strzeli - ten wygra. I my i Flota potraktowaliśmy ten mecz bardzo poważnie. Było widać, jak chłopcy wpie...ali się i nieważne, czy na żółte czy ewentualne czerwone kartki. Nie będziemy się oszukiwać – bardzo zależy nam na utrzymaniu i kluczowe są punkty.
- Sporty walki? Puszcza jest trochę niedoceniana. Wiadomo, nie jesteśmy jakimiś wirtuozami jak Leo Messi czy Cristiano Ronaldo. Gramy fizycznie, ale przecież cała polska piłka jest fizyczna. W Ekstraklasie też nie grają pięknie, a co dopiero w I lidze mielibyśmy się czegoś wstydzić? Kto nie walczy nie wygrywa - odpierał zarzut pomocnik.