Łodzianie na wyjazdowe zwycięstwo czekają już od 27 spotkań. Wydawało się, że w Kielcach przyjdzie wyczekiwany moment przełamania. Rzeczywistość znów jednak sprawiła psikusa podopiecznym Artura Skowronka. - Zagraliśmy tutaj na pewno dobrze, ale tylko w pierwszej połowie. Druga w naszym wykonaniu była bardzo słaba i to spowodowało, że ten mecz tak naprawdę przegraliśmy, bo zdajemy sobie sprawę z tego jak te punkty są nam bardzo potrzebne - mówił opiekun "czerwonej latarni" ekstraklasy.
Widzewiacy prowadzili na Kolporter Arenie już 2:0, po golach Mateusza Cetnarskiego i Eduardsa Visnakovsa, mając dodatkowych kilka okazji do ponownego pokonania Wojciecha Małeckiego. - Myślę, że powinniśmy zamknąć ten mecz po pierwszej połowie. Grając na trudnym terenie mieliśmy bardzo klarowne sytuacje i znowu ich nie skończyliśmy - żałował po spotkaniu Skowronek.
Po przerwie goście dali się całkowicie zdominować, co mocno zaskoczyło ich trenera, który przekonywał, że plan na drugie 45 minut był zupełnie inny. - Założenie nie było takie żeby cofnąć się i bronić tego wyniku, bo wiadomo, że przy kontaktowym golu Korony zrobi się bardzo nerwowo - stwierdził 32-latek. Inna sprawa, że to nie tyle łodzianie sami z siebie zaczęli grać dużo gorzej, ale zmusiła ich do tego ambitna postawa rywala. - Korona dobrze weszła w drugą odsłonę. Rzeczywiście zepchnęli nas bardzo nisko, za długo trzymaliśmy się tyłkami w naszym polu karnym i to spowodowało, że było dużo stałych fragmentów gry i po jednym z nich straciliśmy bramkę.
- Po golu kontaktowym nie mieliśmy atutów żeby przechylić ten mecz na swoją stronę. Poszło to w przeciwnym kierunku. Korona zaczęła grać i tak naprawdę mogliśmy jeszcze przegrać - powiedział na koniec Artur Skowronek, którego drużyna do pierwszej bezpiecznej lokaty traci 5 punktów.