- Teoretycznie można tak na to patrzeć. W szeregach przeciwnika zabrakło kilku podstawowych zawodników. Chcieliśmy to wykorzystać i od samego początku zaatakować wysoko. To założenie było najważniejsze i zostało ono wykonane, bo szybko zdobyliśmy dwie bramki. Ułożyliśmy sobie mecz i potem mogliśmy spokojnie kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Łukasz Teodorczyk.
Lechici podkreślają jednak, że losy rywalizacji rozstrzygnęły się dopiero po trafieniu Kaspera Hamalainena w 78. minucie. - To był moment, w którym mogliśmy odetchnąć, bo wszystko stało się już jasne. Wcześniej Wisła jeszcze próbowała coś wskórać - dodał rosły napastnik.
Po jedenastu minutach - gdy Kolejorz prowadził 2:0 - zanosiło się na pogrom. Ekipa Mariusza Rumaka zaczęła jednak grać koronkowo i zmarnowała dużo klarownych sytuacji. Czy "Teo" nie czuje niedosytu, że nie podreperował bardziej swojego dorobku? - Szybko zdobyte gole trochę wytrąciły nas z rytmu. Chcieliśmy grać ładnie dla oka, a to nie przynosiło efektu.
Snajper Lecha przyznał, że na jego dyspozycję wywarły wpływ także sprawy pozaboiskowe. - Około 20. minuty odnowił mi się uraz. Byłem tak naprawdę do zmiany, ale kontynuowałem grę na własne życzenie - wyjaśnił.
Lech liczy na zdobycie mistrzostwa Polski, lecz do tego potrzebne mu będzie zarówno zwycięstwo z Legią, jak i jeszcze jedno potknięcie Wojskowych w innym pojedynku. - My musimy wygrywać swoje mecze, a gdy już pojedziemy do Warszawy, to będziemy wiedzieć w jakim jesteśmy położeniu. Teraz do spotkania z Zawiszą mamy dziesięciodniową przerwę. Nie chciałbym jednak przesądzać, czy będzie to dla nas korzystne, czy nie. Jesteśmy na fali, lecz odpoczynek też nam się przyda - zakończył Teodorczyk.
[event_poll=27446]