W bieżącym sezonie Bundesligi piłkarze Borussii Dortmund aż 10-krotnie egzekwowali rzuty karne (równie często z 11 metrów strzelali jedynie zawodnicy 1899 Hoffenheim) i za każdym razie skutecznie. Do piłki ustawionej na "wapnie" 4 razy poszedł Robert Lewandowski, a aż 6-krotnie Marco Reus. W ostatnim czasie wykonawcą był Niemiec i spisywał się bez zarzutu.
Kiedy Reus został wytypowany do wykonania karnego w spotkaniu 31. kolejki z FSV Mainz, "Lewy" - jak donosiły niemieckie media - był mocno niezadowolony z decyzji sztabu szkoleniowego. Powód? Polak zaciekle walczy z Mario Mandzukiciem o tytuł króla strzelców. Przed ostatnią serią gier obaj snajperzy mają w dorobku po 18 goli i z tego też względu Juergen Klopp postanowił pomóc swojemu podopiecznemu przed sobotnim wyjazdowym pojedynkiem na Olympiastadion.
[ad=rectangle]
- Walka toczy się o tytuł króla strzelców i jeśli otrzymamy rzut karny, podejdzie do niego Robert - zadecydował szkoleniowiec BVB, który nie zapomniał o swoim przyszłym zawodniku Adrianie Ramosie. Kolumbijczyk z Herthy Berlin ma na koncie 16 trafień. - Byłbym wkurzony, gdyby wbił nam trzy bramki i dzięki temu wywalczył koronę króla strzelców - przyznał Klopp.
Zarówno Borussia, jak i Hertha będą walczyć w stolicy już tylko o prestiż. Dortmundczycy mają zapewnione wicemistrzostwo, natomiast zespół Josa Luhukaya stracił szanse na awans do europejskich pucharów.