- Małe brawa dla nas samych, bo w "10" strzelić dwie bramki... Jesteśmy bardzo zadowoleni bo już zdecydowanie oddaliliśmy się od strefy spadkowej, chociaż to jeszcze nie koniec - przyznał po meczu 33. kolejki z Podbeskidziem Jacek Kiełb.
[ad=rectangle]
O ile w pierwszej połowie spotkanie - mimo dwóch goli - nie rzucało na kolana, to już po zmianie stron kibice mieli na co patrzeć. - To jest właśnie piękno piłki, że nie można się niczego spodziewać - mówił "Ryba", który jednocześnie zauważył ciekawą rzecz. - Jeśli się nie mylę dwóch byłych koroniarzy strzeliło nam bramki więc sami koroniarze, byli czy obecni, trafiali do siatki.
Kiełb pojawił się na boisku dopiero w 72. minucie. To jednak wystarczyło, aby odmienił grę swojego zespołu. Właśnie jego stoicki spokój w 86. minucie pozwolił gospodarzom ponownie doprowadzić do remisu. - Przy pierwszej sytuacji Zajac bardzo dobrze się zachował, szybko skrócił mi kąt, myślałem, że strzelę, ale nie miałem nawet miejsca gdzie uderzyć. Później szybkie wyciągnięcie wniosków - opisał bramkową sytuację. - Chciałem podziękować mojemu przyjacielowi Markowi, ta bramka jest dla jego małego synka Maćka, bo to dzięki niemu strzeliłem tego gola - dodał.
Były zawodnik m.in. Lecha Poznań zwrócił się do sympatyków kieleckiego klubu, odpowiedzialnych za zorganizowany doping. - Ciężko się bez nich gra, co by nie krzyczeli to oni zawsze są na tym stadionie. Jeżeli chcą się kłócić z kimkolwiek to niech zrobią jakiś transparent, a skoro chcą być z nami to niech będą, bo my ich potrzebujemy.
- Skupiamy się na pozostałych meczach, bo jest jeszcze 12 punktów do zdobycia - podkreśla 26-latek, który nie chciałby, aby w szeregi Korony wdarło się rozluźnienie, spowodowane komfortową sytuacją w tabeli.