Żadnych deklaracji. Przynajmniej na razie... - rozmowa z Jackiem Zielińskim, trenerem Polonii Warszawa

Przedsezonowe wypowiedzi jasno wskazywały, że Polonia będzie w czołówce. Ale ich drugie miejsce i jednakowa zdobycz punktowa co prowadząca Legia, są sporym zaskoczeniem. - Tak huraoptymistycznego planu nie zakładaliśmy - otwarcie przyznaje trener Jacek Zieliński.

W tym artykule dowiesz się o:

Piotr Tomasik: Zapytam wprost - spodziewał się pan tak wysokiego miejsca, które obecnie zajmuje Polonia Warszawa?

Jacek Zieliński: Jak powiem, że nie, to padną głosy, iż nie wierzę w swój zespół. Jak powiem tak - stwierdzą, że jestem zadufany w sobie. Odpowiem więc inaczej. Po tym, jak zajęliśmy z Groclinem w podobnym składzie trzecie miejsce, można było optymistycznie patrzeć wprzód. Ale nie ukrywam, iż bałem się transformacji do Warszawy. Taki - mówiąc żartobliwie - kulturowy przeskok mógł trwać znacznie dłużej. Okazuje się jednak, że daliśmy sobie znakomicie radę i jak na razie wygląda to naprawdę nieźle.

Zapytam inaczej. Czy obecna lokata, którą okupują pańscy podopieczni, jest dla pana niespodzianką?

- Liczyłem się z tym, że będziemy w czołówce. Ale tego, iż po 11 kolejkach będziemy mieli tyle punktów, co lider, się nie spodziewałem. Aż tak huraoptymistycznego planu nie zakładaliśmy.

Może pokusi się pan o jasną deklarację, że Polonia powalczy o mistrzostwo Polski? Po tych kilku kolejkach takie właśnie są wobec was oczekiwania.

- Trudno powiedzieć, czy naprawdę tego się od nas wymaga. Może przypomnę, że ta letnia fuzja powstawała na wariackich papierach i przypominała cyrk objazdowy. Proszę mi więc wskazać osoby, które wówczas mówiły, że powalczymy o mistrzostwo. Nie jestem zwolennikiem składania takich deklaracji za pośrednictwem mediów. Umówiliśmy się z prezesem, że zimą usiądziemy przy stole i porozmawiamy o przyszłości. Jeśli taka sytuacja wciąż będzie miała miejsce, czyli Polonia będzie w czubie tabeli, zapewne pokusimy się o konkretne deklaracje. Na razie mogę zapewnić, że w sobotę będziemy chcieli zaorać boisko i zdobyć trzy punkty z Jagiellonią.

Przed sezonem pańscy podopieczni zaznaczali, iż potrzeba dwóch lat, aby przyszły odpowiednie wyniki tej fuzji. Szczerze powiedziawszy, aż boję się pomyśleć, co za te dwa lata będzie.

- Moi piłkarze mówili mądrze. Pamiętali, jak wyglądał proces budowania dobrego zespołu w Grodzisku Wlkp. To nie jest piekarnia, tu się nie mówi, czy pięćset bułek trzeba upiec w dwa czy więcej dni... To jest praca na żywym organizmie i bardzo rzadko zdarza się coś takiego, jak teraz w Polonii. Może i nasza gra dobrze wygląda, ale wciąż proces tworzenia drużyny nie jest zakończony. Żeby stworzyć klasową drużynę, potrzeba jeszcze wiele pracy. Jeśli mamy walczyć o najwyższe cele, to musimy się regularnie wzmacniać. A nie osłabiać!

A te letnie wypowiedzi, że potrzeba jeszcze dużo czasu, żeby mechanizm zaczął dobrze funkcjonować, nie były dmuchaniem na zimne? Gdyby powinęła wam się noga, alibi mielibyście gotowe.

- Nie, nikt się nie asekurował. Ale z jakiej racji miałem wygłaszać huraoptymistyczne deklaracje? Owszem, zajęliśmy z Groclinem trzecie miejsce i wygraliśmy Puchar Ekstraklasy, ale z zespołu odeszli tacy piłkarze, jak Sikora, Rocki czy Kumbev. A ten pierwszy stanowił ponad połowę naszej siły ofensywnej. W ich miejsce nikogo nie pozyskaliśmy, tylko dołączyło do nas ośmiu graczy Polonii, którzy przyszli z zaplecza ekstraklasy. Oni dopiero wkomponowują się w zespół. To wcale nie było żadne zabezpieczenie, a jedynie realistyczne spojrzenie na potencjał drużyny.

Rozmawiał pan już o zimowych transferach z właścicielem klubu, Józefem Wojciechowskim?

- Jeszcze nie. Daliśmy sobie czas do końca rundy jesiennej i wówczas zapadną wiążące decyzje. Prawda też jest taka, że w związku z tym krachem na giełdzie, właściciel zapewne również może odczuć to na własnej skórze.

Niewykluczone, że pan Wojciechowski będzie chciał zarobić na kilku piłkarzach, bo zapewne ofert nie zabraknie. Wystarczy spojrzeć na przykłady Laty, Jodłowca, Ivanovskiego czy Majewskiego, których chciałoby pozyskać wiele klubów.

- Spokojnie. Zdaję sobie sprawę, że paru trenerów chciałoby sprowadzić moich podopiecznych. Ale hurtowej wyprzedaży nie będzie. Może dojść do tego, iż odejdzie jeden znaczący element zespołu. Więcej nie - takie mam zapewnienie właściciela klubu. Niewykluczone jednak, że po rundzie jesiennej wcale nie będzie opłacało nam się osłabienie drużyny. Wówczas dokonamy wzmocnień i pokusimy się o odpowiednie deklaracje.

Naprawdę wierzy pan, że uda się zatrzymać Majewskiego i Ivanovskiego? Ten pierwszy pali się do gry na obczyźnie, a drugi mówi, iż Polska to jedynie przystanek do jego wielkiej kariery.

- Aż tak optymistycznie bym do tego nie podchodził. Uważam, iż Radek w polskiej lidze powinien jeszcze trochę pograć, bo to właśnie gra jest w tej chwili dla niego najważniejsza. Wypowiedzi Filipa akurat nie słyszałem, a przecież pół roku temu nie zawsze miał miejsce w składzie Groclinu. Dopiero teraz zaczął regularnie występować i dopiero musi potwierdzić swoją wysoką dyspozycję. Zainteresowanie naszymi zawodnikami na pewno jest, ale do konkretnych ofert jeszcze droga daleka.

Pamięta pan wiosnę 2007 roku w wykonaniu Odry Wodzisław? Z Polonią może udać się to samo?

- Odra zdobyła wówczas 28 punktów, ale Groclinowi powiodło się jeszcze lepiej, bo w tych 13. spotkaniach zdobył o dwa "oczka" więcej. Jeśli będziemy mieli do czynienia z prawem serii, to rzeczywiście są pewne podstawy do optymizmu.

Źródło artykułu: