W piątek wiślak spotkał się z dziennikarzami i po raz pierwszy oficjalnie zabrał głos w sprawie swojego problemu z hazardem. Krakowski klub nie zamierza zostawić swojego piłkarza samego.
- Uważam, że powinniśmy to docenić. Łukasz zasługuje na tę szansę z wielu powodów, ale jeden jest kluczowy: jako sportowiec z osoby, która była jednym z wielu piłkarzy, stał się zawodnikiem, na którego teraz trener bardzo liczy i którego klasę sportową docenia. Podobnie myślę ja i większość osób w klubie. Jeśli w życiu zawodowym potrafił osiągnąć tak wiele, to w życiu prywatnym może zrobić to samo. W to wierzymy - mówi prezes Bednarz.
[ad=rectangle]
Burliga został przyłapany u bukmachera w miniony piątek. Sprawa ujrzała światło dzienne w poniedziałek, a we wtorek i w środę piłkarz tłumaczył się ze swojego występku przed władzami klubu.
- Wszystkie okoliczności tej sprawy są dla nas jasne. Zawodnik ani przez chwilę nie próbował mataczyć. Opowiedział o wszystkim bardzo szczerze. Tak samo szczerze opowiedział dokładnie o tym, jak wygląda jego sytuacja osobista w związku z problemem, który ma. Spotkaliśmy się też z jego terapeutką, która stara się mu pomóc od kilku lat. Już sama ta okoliczność spowodowała, że zaczęliśmy patrzeć na sprawę zupełnie inaczej. Problem jest głębszy - tłumaczy Bednarz.
Zarząd klubu nałożył na Burligę karę finansową w wysokości 15 tys. zł oraz dyskwalifikację w zawieszeniu. - W sytuacji, gdy Łukasz ma problemy finansowe, które ciągną się za nim od kilku lat, sama kara finansowa jest czymś drugorzędnym i niekoniecznie zostanie przez nas wyegzekwowana. Ona jest naturalną konsekwencją tego, że czyn został popełniony z chęcią osiągnięcia korzyści materialnej. Kluczową sprawą jest to, że Łukasz jest zdyskwalifikowany. On wie, że tylko przez życie zawodowe może sobie poradzić z tym problemem. Gdybyśmy mu zabrali całkowicie grę w piłkę, to zabralibyśmy mu ostatnią deskę ratunku. To byłoby nieludzkie i niesprawiedliwe - twierdzi sternik Wisły.
Kontrakt Burligi z Białą Gwiazdą wygasa 30 czerwca. Władze kluby podjęły decyzję o skorzystaniu z opcji przedłużenia umowy o dwa lata: - Mieliśmy możliwość taką, by nie przedłużać tego kontraktu, ale postanowiliśmy przejść z nim wspólnie tę drogę, bo samemu będzie mu bardzo trudno. Przy wsparciu, życzliwości i zrozumienia otoczenia łatwiej sobie poradzić z tym problemem.
Bednarz przyznał, że Wisła wiedziała wcześniej o problemach "Burego" z hazardem: - Już na etapie negocjacji kontraktowych, czyli w zimie 2012/2013 mieliśmy informację, że on cały czas jest w stałym kontakcie z psychologiem i pod jego kontrolą. Już wtedy sygnalizował, że ma kłopot, który dotyczy głównie gry w kasynach, ale zadeklarował, że to się skończyło i przestrzegał zakazu wstępu do kasyn. Przy tego rodzaju problemach kluczowa jest postawa tego kogoś, kogo ten problem dotyczy. Najważniejsza w walce jest silna wola.
Wisła wyśle Burligę na leczenie zamknięte w pierwszym możliwym terminie, czyli w czerwcu. - Jego terapeutka uświadomiła nam, że Łukasz przez 90 procent czasu jest świadom swoich czynów i w pełni poczytalny, ale jest ten ułamek czasu, kiedy poczytalność się wyłącza i decyzje są podejmowane pod wpływem impulsu, a nie rozumem i z tym trudno sobie poradzić. To przekonało nas do tego, żeby zachować się w taki, a nie inny sposób. Oni - psycholog i Łukasz - są przekonani, że potrzebne jest mu leczenie zamknięte. Ciężko wykroić trzy, cztery tygodnie z jego zawodowego życia. Chcemy, żeby się trochę wyciszył, uspokoił i przygotować do tego, co jest nieuchronne. Wierzę, że uda się to zrobić w czerwcu i wróci do nas na drugą część przygotowań - zdradza Bednarz.
Krakowski klub liczy na to, że podjęte kroki pomogą Burlidze wieść normalne życie. - Hazardzista, narkoman, alkoholik, anorektyk - to są jednak ludzie, którzy nie są pewni jutra. Łukasz do końca życia będzie miał z tym problem, bo on będzie po prostu niegrającym hazardzistą. To jest dramat ludzi, którzy mają poważny problem. On musi zaufać przede wszystkim sobie. Byłoby po nim, gdybyśmy mu powiedzieli: wynoś się! Nie wiem, czy przez to nie zacząłby pić? Życie ze świadomością, że skończyłem człowieka, byłoby nie do zniesienia - kończy Bednarz.