- Było bardzo miło i krótko - ocenił Holender w rozmowie z Rzeczpospolitą. - Pan Grzegorz Lato potwierdził to, że jestem trenerem i odpowiadam za wyniki. Dowiedziałem się, że mam jego pełne poparcie. Nie bałem się tego spotkania. Zależy mi tylko na tym, by nikt nie wtrącał się do mojej pracy. Media rozdmuchały problem ze zmianą moich współpracowników, ale wiedziałem przecież, że w kontrakcie stoi czarno na białym, że sam odpowiadam za ich dobór.
- Zaraz po meczu ze Słowacją uciekłem z Polski, nie chciałem uczestniczyć w kampaniach prezesów. Jeśli nowy prezes uzna, że źle wykonuję swoją pracę, usiądziemy, uzgodnimy warunki i odejdę. Tyle że Lato wie, że jako prezes PZPN ma dużo większą odpowiedzialność niż trener reprezentacji. Dba o wizerunek federacji, rozbudowanie struktur, sprawy finansowe, techniczne, a ja jestem przecież tylko małą tego częścią. Jeśli przegram trzy mecze z rzędu i mnie zwolnią, to przecież nie będę zdziwiony. To część mojej pracy - dodał Beenhakker.
Selekcjoner wyjaśnił również, dlaczego nie podziękował Pawłowi Brożkowi, gdy ten schodził z boiska w meszu ze Słowacją. - Tłumaczyłem coś Rogerowi, byłem zajęty meczem. Następnym razem pocałuję Brożka, żeby jakiś inny problem stał się ważniejszy dla przyszłości polskiej piłki.