Artur Długosz: Grał pan już we Wrocławiu przeciwko Śląskowi jeszcze w barwach Motoru Lublin. Śląsk pokonał wówczas zespół z Lublina aż 10:1. Teraz, już w barwach Piasta strzelił pan zwycięskiego gola Śląskowi na jego terenie. Jakie to uczucie?
Daniel Koczon: Wiadomo, że taki mecz jak wtedy zdarza się raz na sto lat. Przytrafił się akurat nam. Musieliśmy z tym żyć. W sobotę, tak jak wtedy graliśmy o trzy punkty, wtedy Śląsk wygrał 10:1, teraz trzy punkty jadą do Gliwic. Jest to teraz lekka zemsta.
Jesteście bardzo zadowoleni z tego wyniku.
- Tak. Wiadomo, że Śląsk jest bardzo dobrą drużyną. Został wzmocniony, u siebie grają dobrze, do meczu z nami tutaj jeszcze nie przegrali. Przed meczem skazywano nas na pożarcie, mówiono, że to niewiadomo jakim wynikiem się skończy, a my wyszliśmy zdeterminowani i trzy punkty jadą do Gliwic.
Interesują pana jeszcze wyniku Motoru Lublin? Spogląda pan na tabelę pierwszej ligi?
- Oczywiście, oczywiście. Jestem cały czas w kontakcie z chłopakami. Jak wiadomo prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a ona była tam naprawdę duża. Tam zostawiłem więc przyjaciół i teraz jesteśmy w kontakcie i na pewno dostanę od chłopaków niejednego sms-a.
W końcu się pan odblokował, widać u pana zadowolenie. Kolejne bramki to już kwestia czasu?
- Nie można tak powiedzieć. Cieszę się bardzo, bo to mój pierwszy gol w ekstraklasie, tak samo jak i pierwszy sezon występów w niej. Potrzebuję jeszcze troszeczkę czasu, żeby zobaczyć na czym to wszystko polega, bo mi się wydaje, że naprawdę jest duża różnica pomiędzy ekstraklasą a pierwszą ligą. Wydaje mi się także, że z meczu na mecz będziemy się rozgrywać i grać coraz lepiej.
Tak samo stwierdził szkoleniowiec Marek Wleciałowski, który powiedział, że w pana przypadku widać brak ogrania w tej najwyższej klasie rozgrywkowej...
- Tak, dokładnie. Gram, stawia na mnie trener. Przez dziesięć kolejek nie mogłem tego udowodnić, w sobotę się udało i myślę, że teraz będę szedł do góry.
Aż tak na zespół Piasta podziałało zwycięstwo w derbowym pojedynku z Polonią Bytom?
- Każde zwycięstwo nas mobilizuje i każde przybliża do jakichkolwiek większych ambicji. Naprawdę po tym wygranym meczu nie musimy bać się nikogo i jak pokazuje liga każdy z każdym może wygrać, jak choćby właśnie Polonia Bytom pokonała Legię Warszawa.
W sobotę to Piast był tak mocny czy Śląsk tak słaby?
- Nie wiem, nie wiem. Trudno jest mi to ocenić. Trzeba zapytać kogoś, kto obserwował to z boku. Ja byłem na boisku i powinni to oceniać trenerzy. Nie wiem jak to wyglądało.
Przed meczem na pewno dostaliście dużo informacji na temat gry zespołu z Wrocławia. Śląsk to zwykle bardzo ofensywnie usposobiony zespół. W sobotę wrocławianie jednak tego nie zaprezentowali. Zaskoczyła was czymś drużyna ze stolicy Dolnego Śląska?
- Może troszeczkę nas zlekceważyli, prawda? We Wrocławiu są duże ambicje, duże aspiracje do gry w czubie tabeli. Wydaje mi się, było tu troszeczkę takiego zlekceważenia. Gdy wychodziliśmy na mecz i nawet już wcześniej słyszeliśmy, że jedziemy tutaj na pożarcie. Miało się skończyć 3:0, 4:0. W sobotę to my jednak wygraliśmy.
O co walczy Piast Gliwice w tym sezonie?
- Wiadomo, jesteśmy beniaminkiem. Nie wiem, trudno mi powiedzieć. Czy o utrzymanie czy o środek tabeli? Niech będzie, że o utrzymanie, tak skromnie.
Które miejsce zajmiecie na koniec sezonu?
- Jak najwyższe.