Kazimierz Kmiecik: Medal straciłem, ale wspomnień mi nikt nie zabierze

- Nie mam medalu. Przekazałem go na jakąś wystawę i mi go nie zwrócono. Przykra sprawa, ale trudno - wspomnień mi nikt nie zabierze - mówi [tag=15477]Kazimierz Kmiecik[/tag] - jeden ze srebrnych medalistów MŚ 1974.

W tym artykule dowiesz się o:

23-letni Kmiecik znalazł się w kadrze na Weltmeisterschaft '74, choć miał za sobą średnio udany sezon w barwach Wisły Kraków. Z drugiej strony był jednym z dziewięciu polskich uczestników mundialu w RFN, którzy dwa lata wcześniej zdobyli złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Monachium.

- Czułem ogromną satysfakcję, że zostałem wybrany, bo w tamtych czasach w Polsce o jedną pozycję rywalizowało kilku świetnych zawodników. Trener Górski brał nas z klubów po kilku i z Wisły było nas pięciu - najwięcej ze wszystkich klubów - mówi dla SportoweFakty.pl Kmiecik.
[ad=rectangle]
Czterokrotny król strzelców polskiej ekstraklasy wystąpił w Niemczech w dwóch spotkaniach: drugiej fazy grupowej ze Szwecją (2:1) i Niemcami (0:1). - To był złote lata w polskim futbolu. Dwa lata wcześniej zdobyliśmy złoto na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium, a dwa lata później sięgnęliśmy po srebro w Montrealu. Tuż po turnieju 3. miejsce odbieraliśmy z niedosytem - przecież finał mieliśmy na wyciągnięcie ręki. Gdyby nie ta wodna piłka... - mówiąc o "meczu na wodzie", zawiesza głos.

- We Frankfurcie można było pływać! Woda po prostu stała na boisku, płyta była jak gąbka. Dziś to jest nie do pomyślenia, bo są nowoczesne systemu drenażu, ale wtedy po prostu zadecydowano o tym, żeby grać i co mieliśmy zrobić? Graliśmy. Niemcom zależało na tym, żeby zagrać, bo im do awansu wystarczał remis, a my musieliśmy wygrać. Sepp Maier bronił jak zaczarowany. Mój strzał z końcówki obronił w jakiś cudowny sposób. Ja już widziałem piłkę w siatce, a on ją trącił chyba paznokciami i wybił ją na róg - wspomina Kmiecik.

Na niedzielę przypada 40. rocznica spotkania z Brazylią, które dało Polsce pierwszy w historii medal na MŚ. - Jak jeden dzień minęło... Mecz z Brazylią oglądałem z ławki. Zleciał jak mrugnięcie okiem - takie to były emocje i potem euforia. Byliśmy trzecią drużyną świata, pokonaliśmy wicemistrzów świata w fazie grupowej, a w meczu o 3. miejsce aktualnych jeszcze mistrzów, czyli Brazylię. Przed wyjazdem na turniej nawet nie marzyliśmy o 3. miejscu - mówi "Suchy".

Jak Polacy świętowali sukces? Choć minęły już cztery dekady, Kmiecik dalej nie chce zdradzić tajemnic szatni: - Pod koniec turnieju mogliśmy zaprosić po jednym gościu. Do większości przyjechały małżonki, a ze mną był tata. W takim gronie świętowaliśmy, a potem po powrocie do Polski dalej. Jedno słowo, które opisuje to, co się wtedy działo, to euforia. Z lotniska w Warszawie jechaliśmy odkrytym autokarem, dziesiątki tysięcy Polaków nas witało. Cudowne uczucie. Potem były też spotkania z dygnitarzami. Co dostaliśmy za trzecie miejsce? Nie da się tego porównać do dzisiejszych premii. Zegarek, odznaki, trochę marek, trochę dolarów i złotówki, ale do dzisiejszych premii to się nie umywa.

Okazuje się, że Kmiecikowi z tamtych mistrzostw świata zostały głównie tytuły i wspomnienia... - Medalu nie mam. Dwa, trzy lata temu przekazałem go na jakąś wystawę i... do dziś mi go nie zwrócono. Powiedziano mi, że przepadł. To samo stało się z koszulką Juergena Grabowskiego, z którym się wymieniłem po meczu we Frankfurcie. Przykra sprawa, ale trudno - wspomnień mi nikt nie zabierze. Poza tym został mi dres czy koszulki treningowe.

Wspomnienia dotyczą też ośrodka w Murrhardt. - Dla nas piłkarzy wyjazd na Zachód nie był wtedy szokiem, bo z kadrą i drużynami klubowymi często wyjeżdżaliśmy. Byliśmy też na Igrzyskach Olimpijskich. Mistrzostwa świata to jednak coś innego. Podczas igrzysk w Monachium mieszkaliśmy w wiosce olimpijskiej wraz z innymi polskimi i zagranicznymi sportowcami. W czasie mundialu sytuacja była inna. W zacisznym hotelu byliśmy sami, wszystkie obiekty były tylko dla nas. Trafiliśmy na sympatycznych mieszkańców, którzy trzymali za nas kciuki i cieszyli się wraz z nami ze zwycięstw. Czuliśmy się jak w domu. Wielokrotnie odwiedzałem potem Murrhardt, kiedy grałem w Niemczech. Bez wyraźnego powodu. Po prostu mnie ciągnęło w to miejsce. Tyle pięknych wspomnień - zdradza Kmiecik.

Dziś po takim występie jaki był udziałem "Orłów Górskiego", Polacy trafiliby do najlepszych klubów Europy. Wtedy jednak nie mogli wyjechać z kraju ze względu na przepisy: - Nie mieliśmy możliwości wyjazdu przed ukończeniem 30. roku życia, a wzbudziliśmy spore zainteresowanie. Ja zagrałem tylko dwa mecze, a wiem, że zagraniczne kluby zgłaszały się do Wisły. Tylko, że odbijały się od ściany. Dziś młodzi szybko wyjeżdżają. Ledwo zagrają pięć dobrych meczów, strzelą trzy bramki i są zabierani na Zachód.

Komu najlepszy snajper w historii Wisły Kraków kibicuje na XX MŚ? - Chciałbym finału Brazylia - Argentyna i... niech wygra lepszy.

Komentarze (0)